Szczerze wam powiem, że dzisiaj naszła mnie dygresja. Jaki jest sens tego odchudzania, starania, oglądania cudzych tyłków itd. Przed chwilą jedna z vitalijek dodała link do obejrzenia drastycznego filmu. Na ulicy w Syrii zabijają młodego człowieka, dokładnie to odcinają mu głowę. Dlaczego? Bo był katolikiem. Na oczach przechodniów, dzieci...nikt nie reaguje, patrzą bez żadnego wzruszenia. Czy to jeszcze są ludzie? Gdzie zatraciło się ich człowieczeństwo? Młodzi ludzie tracą życie za wiarę, słyszałam o tym, nigdy nie widziałam. Do teraz. Jestem wstrząśnięta. W ile niedziel nie chce mi się ruszyć na eucharystię. Kościół blisko, wystarczy wsiąść w auto, czeka ksiądz, czeka Sam Bóg. Tak sobie myślę, co powiem Bogu jak stanę przed Nim po śmierci: nie miałam czasu bo się odchudzałam, wolałam poleżeć i się pobyczyć. Czy tylko ja mam wrażenie pustki w życiu? Czy to tylko tyle w tym życiu mam robić? Czy to Bóg mnie woła? Może miałam na ten filmik trafić, bo mam skończyć płaszczyć d... i zacząć robić wielkie rzeczy. Tyle ludzi potrzebujących, dzieci, a ja przejmuję się za grubym tyłkiem......