Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Mojrzeszowe dni nadeszły - apetyt na czekoladę
wzrósł


Nadszedł dzień morza czerwonego i wykończenia. Dzieciak dał w nocy popalić, ale nie ma co narzekać. Są tacy co mają dużo gorzej. W pierwszy dzień powodzi między nogami na wadze miałam 80,3 kg więc jestem z siebie dumna, bo zawsze około kilogram mi przybywa w tym czasie. Jest więc szansa, że jak się organizm uspokoi to będę się uśmiechać do wagi szeroko :)

Kłopotliwe dla mnie jest wykombinowanie jakiegoś dobrego, zdrowego posiłku. Zresztą od lat zawsze mam problem co zrobić do jedzenia. Teraz przynajmniej obracam się wśród potraw i produktów zdrowszych. Czasem coś wymyślę fajnego na dzień czy dwa, ale na trzeci dzień katastrofa - i znowu zostaje mi tradycyjna kanapka... Tyle, że z ketchupem, a nie masłem. 

Dzisiaj:
1. Kanapka z salami
2. Kanapka z salami
3. Jabłko + cukierek Kasztanek
4. Parówki drobiowe
5. Kasza jęczmienna z chudym kotletem schabowym i gotowaną czerwoną kapustą. Odrobina sosu do tego.

Tak to u nas jest, że około 16:30 - 18:00 jemy obiadokolację i ten posiłek jest najbardziej konkretny w ciągu dnia. Wynika to z tego, że o tej porze mam czas przygotować ciepły posiłek. Patrząc na moje dzisiejsze menu dietetycy dali by mi po uszach, ale postanowiłam nie rezygnować z tego co lubię, a po prostu zmniejszyć ilości i dodać ruch. Wyeliminuję powoli to co tuczy i to co przeszkadza w utracie wagi. A pisałam już, że cukier biały zastąpiłam trzcinowym? :)