Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
:-)


i po poniedziałku, wczoraj do pracy poszłam piechotą, nie daleko bo jakiś 1 km, ale za to po pracy wybrałam się do klubu również piechotą a to już ok. 3km, bardzo fajnie się szło. Jak doszłam na miejsce to rozgrzewkę miałam za sobą.

Kompletnie nie miałam pomysłu co robić ze sobą w klubie. Szok znowu dopadło mnie jakieś zniechęcenie. Z trzymaniem diety nie mam problemu, ale mam coraz mniej ochoty na ćwiczenia w klubie, dziś po pracy wybieram się na działkę piechotą, mam nadzieję, że to wystarczy mi jako wysiłek fizyczny.

A dodatkowo jestem ostatnio bardzo niecierpliwa i już chciałabym ważyć poniżej setki... nie mogę uwierzyć, że doprowadziłam się do takiego stanu, dlaczego jedzenie jest takie ważne??

Wiem, że to głupie co piszę, ale po prostu mam chyba chandrę. Kurczę... coś zbyt często mi się to ostatnio zdarza.

Aby polepszyć sobie humor opowiem dowcip:

Przychodzi kobieta do sklepu z telefonami komórkowymi i pyta:

- czy dostanę ładowarkę samochodową?

- a jaki model? - odpowiada sprzedawca

- Seat Cordoba - odpowiada zadowolona klientka.

 

Życzę miłego dnia

 

  • gio21

    gio21

    27 lipca 2010, 08:26

    Rozumiem Cię. Ja też tak czekam na dwie cyferki w wadze. I już widzę, że cel który sobie zaplanowałam na koniec wakacji jest lekko nierealny :) I też rozpamiętuję jak można było się tak zapuścić, dodatkowo jak patrzę na sukcesy dziewczyn, które zaczęły na początku roku, to zastanawiam się dlaczego ja dopiero w lipcu ... ha ha ha. Nie ma co patrzeć za siebie. Trzeba walczyć i cieszyć się z tego co jest. Mogę cię pocieszyć: za każdym razem jak wchodzę poczytać twoje wpisy: to zastanawiam się jak ona to robi - i dlaczego chudnie szybciej niż ja :) - już nawet myślałam o napisaniu maila z prośbą o radę :). Nie niecierpliw się :). Miłej pracy/wypoczynku na działce. A na siłowni znajdź zajęcia grupowe, które ci się spodobają i wciągną - na mnie tak zadziałał spinning - dzięki temu przetrwałam...Pozdrawiam.