Od tłustego czwartku jakoś nie mogę wytrwać więcej niż dwa dni w diecie. Tragedii nie ma ale co chwilę jakieś pokusy. W piątek było ok. jakieś 1079kcal, sobota to już porażka bo mama wpadła do mnie z michą faworków (szkoda mi było je wyrzucić - w końcu karnawał już się kończy... ). Niedziela się skończyła na 1151kcal. Poniedziałek jakieś 1233kcal no i wtorek znowu klapa. I znowu moja mama prowodyrka mówi mi że to ostatki, jakiegoś wina może byśmy się napiły... A rano byłam taka dzielna jak teściowa przyszła z pączkami - zostawiłam dwa dla mojej mamy a sama nie jadłam. Tak więc kupiłyśmy sobie wino - czerwone półwytrawne no i pączki na dokładkę i leżałam znowu z dietą.
Dzisiaj ojciec zapraszał nas na śledzika z pieczonymi ziemniakami ale odmówiłam choć znowu mnie korci na coś dobrego. Panuje nad głodem ale ciągle coś wymyślam żeby się skusić. Została mi np. paczka popcornu do mikrofali, jest tam 100g ale z tłuszczem i solą wychodzi coś koło 400kcal dokładnie nie pamiętam... Teraz czeka mnie przekąska, może jak ją zjem to przejdzie mi głupie myślenie... W sobotę będę się ważyć i mierzyć. Dobrze będzie jak wszystko stanie w miejscu a nie pójdzie w górę...
agataweronika
18 lutego 2010, 18:04Tak. Post to dobra zachęta do działania. Póki co się trzymam :)
Hani90
17 lutego 2010, 17:52trzymam kciuki:** Post się zaczyna to czas się wziąć dokładnie za siebie:) dasz radę z tą dietą i zachcianki same uciekają:) będzie dobrze;)