Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
potrzebuje kopa w tylek :(


Bo inaczej zaprzepaszcze całe efekty diety. I po co mi to? Najgorsze jest to ze ja w stresie zaczynam jeść. Dziś miałam dość sterujący dzień i sama siebie przekonałam, ze mogę zjeść to i tamto. I tak na śniadanie był paczek (bo w drodze), później drozozowka z serem (bo czekałam na transport). W domu znowu paczek (bo rano kupiłam dwa...) Niedawno lody (bo mama kupiła) i chyba na tym się nie skończy... :( mam sporo prasowania, a przy winku jest milej :) To może zacznę od jutra? ... Znowu brak mi zapału. Tylko nie mówcie ze skończy się to jak zwykle, maksymala waga i na gwałt odchudzaniem się. Teraz jest tak dobrze, wszyscy mnie chwala ze tak sobie ze sobą poradziłam a tu tak faktycznie kosztowało mnie to tak wiele. Jakie są wasze motywacje? Może coś będzie i dla mnie?... Muszę wziąć się w garść. Szkoda by to wszystko stracić.