Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie zaczynam nic nowego, chce zyc a nie katowac
sie a spadek wagi bedzie tylko milym akcentem :)


Dziś rozpoczęłam dzień z nastawieniem ze zacznę jakąś dietę. Ale nie chce brać się za jakieś konkretne zasady. Postaram się mniej jeść i może więcej ruszać. Dziś nie było źle, rano na śniadanie owsianka, potem kawa i lód w mcdonald. Kalorycznie ten dzień zapowiadał się całkiem nieźle. Kurcze, i kolejny posiłek był chyba dopiero koło północy. Niemożliwe, chyba ze o czymś zapomnialam. Tak!, po drodze była parowka :) na surowo. Chciałam sprawdzić jak smakuje. A wieczorem tak sprawy się potoczyły ze usnelam z dziećmi. Trochę to dziwne w sumie, bo nie byłam spiaca a obudzilam się parę godzin później, prawie o północy. Wstałam na biegu bo chyba przysnilo mi się ze Cypek zrobił straszny bałagan w wózku. A ostatnio coś mnie wzięło na porządki i robię wszystko zeby nie dopuścić do bałaganu. Wstałam, zjadłam salatke z mozarella z biedronki, trochę ptasiego mleczka i sałatki sledziowej. I jeszcze trochę orzeszkow w chrupiacej skorupce. Zaskoczyło mnie ze w pewnym momencie przestałam jeść, mimo ze nie byłam jeszcze pełna. Czyżby moje odżywianie miło wyjsc na prosta? I nawet nie tknelam chipsów z szafki. Zastanawiajace, ale podoba mi się. Dziś juz koniec dnia, powiedziała bym nawet ze już zaczęło się jutro... Jutro obiad u rodziców, rano Magda ciągnie mnie na grzyby, ale nie chce mi się urzerac z dzieciakiem na rękach w środku lasu. PODSUMOWANIE DNIA: spokojny, opanowany, bez chaotycznego rzucania się na jedzenie.