Nie dziwie się w sumie, że waga poszła w górę... Przez ostatni czas ciągle coś kombinowalam. Najpierw jakieś winko niby w granicach kalorii, potem to rypnięte przeziębienie, jakieś slodzone nie wiadomo czym lekarstwa, problemy żołądkowe w następstwie ssanie jakbym była na jakimś głodzie. Wszystko mi się poprzestawialo. Prowadzilam spokojną dietę, bez głodu, nerwów a teraz aż w klatce coś mnie kłuje po wczorajszym. Niestety nie ma co ukrywać nerwus jest ze mnie straszny. Wczoraj siedziałam z córką przy lekcjach i uczyłyśmy się o czasowniku. Krew mnie zalewala. Przyjęłam że ona to umie, bo w sumie to proste a tu mi pałę przyniosła i oczy mi się otworzyły...
Zdecydowanie muszę więcej pić ale nie procentów... Odkąd pracuję piję rano kawę i w termosie biorę ją do pracy plus drugi termos z herbatą, ale podejrzewam że nie wypijam nawet 1,5 litra w ciągu dnia. Muszę też brać coś na uspokojenie bo się wykończę.
Pamiętacie jak pisałam o moim Aniele Stróżu? Chciałam w sobotę jechać z koleżanką na Andrzejki do jej znajomej bo otwiera nową restaurację. Pewnie obyło by się bez alkoholu bo pojechała bym autem ale przynajmniej trochę bym się pobawiła, ok przeszło mi przez myśl że bym zarzuciła na chwilę dietę. A tu co? Mąż jednak przyjedzie na weekend i dupa z wypadu. Nawet mu nie będę wspominała o swoich planach. Dzieci samych z nim nie zostawię, jego samego w domu też nie. Tym sposobem odstępstwo od diety nie wchodzi w grę. Bez sensu!
Potrzebuję jakiejś zmiany, coś pozytywnego. Chociażby zrobić paznokcie czy rzęsy, nogi wydepilować... A tymczasem narzekam na brak czasu. Problemem jest brak dobrej organizacji, brak chęci. A jak widzę że coś jest nie tak jak bym chciała to dołuje mnie to jeszcze bardziej. Chciałabym być perfekcjonistką, czego się złapie chce to zrobić jak najlepiej ale niestety leń w tyłku czasami wygrywa a potem sama wściekła jestem na siebie, że kurzu wszędzie jest pełno, że podłoga nie umyta że paznokcie brzydkie...
Gdzie te lepsze dni, słoneczne a nie oślepiające,ciepłe a nie deszczowe i przed weszystkim poukładane...
dens71
25 listopada 2016, 11:03Ja też mam wrażenie, że ciągle gonię własny ogon. Też drę się na dzieci jak nie potrafią zrozumieć jakiegoś banału , a potem mi głupio, bo przecież decybele nie wpływają na proces rozumienia. Też nogi mam zarośnięte jak yeti, a jak uda mi się użyć czegoś więcej niż kremu to czuje się jak po spa. Nie pociesza Cię to ? :) Jesteśmy tylko ludźmi. Nie wszystko da się ogarnąć dobrą organizacją. Są dni które zwyczajnie trzeba jakoś przetrwać. Jutro będzie lepiej. Na 100% :)
agataweronika
25 listopada 2016, 13:53W sumie dobrze wiedzieć że nie tylko ja mam takie problemy. Dziękuję, podnioslaś mnie na duchu :-)