Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Sloniocy!


Uwielbiam Kubusia Puchatka:) Zaraz go sobie jeszcze raz przeczytam.

A pomocy potrzebuje od zaraz, a generalnie albo prosze mnie poklepac po pleckach o powiedziec, ze rozumiecie, albo po prostu nakopac do doopy i powiedziec, zem durna pala. Mysle, ze druga opcja bedzie bardziej odpowiednia. Bo naprawde, przestaje sobie radzic sama ze soba, wsciekla jestem na siebie, wiem, ze bede zalowac, wiem, ze to, co zarobie teraz, bedzie mi pozniej ciezko zrzucic, ale nie moge sie powstrzymac i zre, zre, zre, bo nie mozns tego nazwac jedzeniem. Tak jak przed dieta. No bo kiedy mam jesc, jak nie teraz, co? Glupiam jak but, jak kalosz moj gumowy, do ktorego wczoraj w nocy wpadla mi pilka tenisowa, a ja myslalam, ze t o mysz, normalnie w zyciu nie ruszalam tak szybko noga. Dziewczyny, no, co mam robic? Chyba zaczne udawac, ze jestes na diecie, zeby przestac sie zapychac. Normalnie ten sam mechanizm - zaczne od jutra, jutro tyle nie zjem, jak zjem dzisiaj, to jutro nie bede miala, bo buleczka kierownika na kolacje tak pieknie pachnie i jutro juz nie bedzie tak smakowala... Zaraz sobie sama strzele w pysk na otrzezwienie chyba. Zaczynam zawsze bardzo ladnie, pelnoziarniscie, z bialkiem, na drugie sniadanko müsli, platki, inne orzechy z owockami, potem w szkole tez porzadnie, a potem hulaj dusza. Niech to szlag. Nie powiem wam, co wczoraj zjadlam wieczorem, bo sie wstydze.

Ile razy mozna spinac tylek i brac dupe w troki???????????????

Albo od teraz, zaraz, albo przytyje 120 kilo i kierownik nie bedzie chcial na mnie spojrzec.

 

A kierownik kochany zamowil mi szlafrok, no bo szlafrok bede przeciez w koncu potrzebowala, i sie nad nim zlitowalam i powiedzialam, ze dobra, niech bedzie, w ramach prezentu swiatecznego, taki fajny, w paski, rozowy, i oczywiscie ze Snoopym, no mam jakas taka schize, jak skarpetki, to tylko ze Snoopym, jak pizamka, to tylko ze Snoopym, i szlafrok tez, no i wzial i zamowil, i wczoraj przyszedl, w obrzydliwym, ciemno - szarym kolorze. Wzial i sie pomylil przy zamowieniu, ale nic to, musze go przymierzyc (szlafrok, a nie zamowienie czy kierownika), i jak bedzie dobry, to go po prostu wymienie.

A, i wozek bedziemy odsylac. Na optyke bardzo fajny, ale jak go zlozylismy, to nam troche rece opadly. Z jakoscia niewiele ma wspolnego. Ale juz wynalazlam inny :DDD

 

I generalnie chyba mnie rozklada. Nos albo zatkany, albo wrecz przeciwnie, w gardle drapie, ucho znowu boli i wcale mi sie to nie podoba. Moja mama kochana wziela i mi przyslala witaminy specjalne dla ciezarowek i biore je sobie teraz, moze pomoga???

A w ogole to moja ciaza przebiega ksiazkowo, a wlasciwie efekty specjalne jej towarzyszace, normalnie mam wszystko, o czym pisza, ze moze mnie spotkac. Nie wspominam o mdlosciach i innych tego typu fajnych rzeczach, teraz oczywiscie sluzowka nosa mi wysycha i spac nie moge!!! A ja tak uwielbiam spac, no. A potem wstaje za pozno i biedne psy musza czekac, buuu, no. I znowu nie chce mi sie wychodzic z domu. I zaraz ide robic roladki z indyka, mniam. Czas najwyzszy na rozsadne i porzadnie zaplanowane menu, kurde, grrr, wrrrr, nie ma wymowek, koniec kropka, nie zycze sobie. No.

 

Milego dnia kochane. Mimo ze szary i ponury. Przynajmniej u nas.

  • Trollik

    Trollik

    21 października 2011, 07:23

    ehhh nie ma jak u mamy...właśnie o dobrze, że mi przypomniałaś o kopytkach...muszę jeszcze to domówić...miłego dnia

  • weltoklady

    weltoklady

    18 października 2011, 20:07

    Ech.. ciaza ciaza, ale z drugiej strony warto, zebys pomyslala ile tak naprawde musisz zjesc. Ja przy pierwszej ciazy mialam cukrzyce i pod opieka dietetyka musialam sie bardzo rygorystycznie odzywiac - nie przytylam w ogole, tzn. dwa tygodnie po porodzie mialam wage sprzed ciazy :D. Za to przy drugiej i trzeciej ciazy zarlam, az przytylam za kazdym razem ponad 20kg! I co z tego mam? Odchudzanie bez konca :/