Nie wiem od czego zacząć - chociaż dzisiejszy wpis robię już po raz trzeci (wcięło mi poprzednie).
Dawno tu nie byłam, czasem zaglądałam ale raczej sporadycznie. Pobyt tu uświadamia mi co zrobiłam ze sobą i jak się tego wstydzę... Zrobiłam sobie krzywdę - ważę ponad 100 kilo, nawet dokładnie nie wiem ile, bo boje się wejść na wagę. W styczniu było 105 kg. Nigdy tyle nie ważyłam, nigdy tak nie wyglądałam. Jest mi ze sobą bardzo źle... Czuje się fatalnie pod względem fizycznym i psychicznym. Nawał obowiązków w pracy, praca licencjacka przytłaczają mnie...zamiast "wziąć się w garść" siedzę i oglądam TV no i oczywiście obżeram się bez opamiętania. Mam świadomość tego co robię, ale nie mogę przestać. Myślę sobie, że i tak jest mi ciężko to jeszcze mam sobie odmawiać przyjemności jaką daje mi jedzenie? Ale gdy patrze w lustro to chce mi się wyć. I tak koło się zamyka.
Dziś pojechałam do pracy rowerem - 1km - po prostu szok - myślałam, że umrę. Zaczęłam zastanawiać się co się ze mną stało? Dlaczego doprowadziłam siebie do takiego stanu. Czuję się jak staruszka, jest mi źle ze sobą. Najgorsze jest to, że nie wiem czy jestem gotowa znów zacząć dietkować, ruszać się.... Próbowałam kilka razy - nawet teraz w styczniu - nie udało mi się...co zrzuciłam to "odrobiłam" z nawiązką.
Nie mam siły na nic, czy będę miała na dietę??
Wierzę, że jak zacznę się ruszać to da mi siłę także do innych rzeczy - kiedyś tak to działało. Ale jak się zmotywować?? Jak pokonać chandrę i tego Mega Doła???