Poniewaz mieszkam w miasteczku w ktorym nie ma KFC albo McDonalda ani zadnych takich, jak juz uda mi sie wyrwac do 'cywilizacji' to zawsze jadam w tych miejscach. Kurczak z KFC + frytki i jablecznik z McDonalda. I wczoraj znowu pojechalam. Od razu postanowilam omijac McDonalda i tylko odwiedzic KFC, w koncu kurczak to taka zdrowsza opcja. I ta chrupiaca skorka... Ach...
No wiec stoje przed kantorem i mysle co wybrac, i slinka mi leci, i chce wszystko.
I co zrobilam? Odwrocilam sie na piecie i wyszlam na zewnatrz. Kto to wymyslil zeby podawac ilosc kj's w menu? Po prostu nie moglam sie zmusic do kupienia. Mimo zapachow i swiadomosci smaku opuscilam lokal.
Czy jestem z siebie dumna? Raczej zaskoczona, ze az tak mi na psychike wplynelo kilka tygodni.