Ehh... zmagania ze sobą, ze swoim ciałem, to bardzo ciężka walka i mega sprawdzian dla silnej woli. Ty go ciągle przegrywasz! Czytam Twoje wpisy i wszędzie są same wymówki, że wróciłaś do Polski, ze zawsze tak było, że mama... Chciałabyś, żeby ktoś tą walkę stoczył za Ciebie, a tak się nie da! Musisz te kroki podjąć sama, a sukces będzie smakowa wtedy wyśmienicie! Nie piszę tego ze złej woli, a chęci pomocy. Wiem o czym piszesz. Też miałam ataki kompulsywnego obżarstwa. Jak rodzice wychodzili z domu szłam do sklepu (żeby nie było widać, że coś ubyło), kupowałam co się da, a potem się obżerałam jak świnia. I sprzątałam po sobie... albo chowałam papierki po kątach, albo wyrzucałam do śmieci sąsiadom. Wydawało mi się, że oszukiwałam ich, a oszukiwałam przede wszystkim siebie... Bo to moje ciało i tylko ja traciłam na tym. Weź się w garść i rusz dupę na siłownie! Czego się boisz? że będą się z Ciebie śmiać? A chcesz, żeby śmiali się całe życie, czy lepiej, żeby Cię podziwiali za kilka miesięcy? I nie bój się prosić o pomoc... psychologa, trenera, czy przede wszystkim DIETETYKA (mi bardzo pomógł) i bez wymówek, że nie masz kasy! Bo jedzenie nie mieście też kosztuje! Odmów sobie tego, a kase przeznacz na walkę o lepszą siebie! Po pojadę do Szczecina i skopię CI dupsko! Będę czytać Twojego bloga z nadzieją, że napiszesz, ze coś się zmieniło... Ufff... ale się rozpisałam... Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe :)
Kikusina
21 maja 2013, 23:17Ehh... zmagania ze sobą, ze swoim ciałem, to bardzo ciężka walka i mega sprawdzian dla silnej woli. Ty go ciągle przegrywasz! Czytam Twoje wpisy i wszędzie są same wymówki, że wróciłaś do Polski, ze zawsze tak było, że mama... Chciałabyś, żeby ktoś tą walkę stoczył za Ciebie, a tak się nie da! Musisz te kroki podjąć sama, a sukces będzie smakowa wtedy wyśmienicie! Nie piszę tego ze złej woli, a chęci pomocy. Wiem o czym piszesz. Też miałam ataki kompulsywnego obżarstwa. Jak rodzice wychodzili z domu szłam do sklepu (żeby nie było widać, że coś ubyło), kupowałam co się da, a potem się obżerałam jak świnia. I sprzątałam po sobie... albo chowałam papierki po kątach, albo wyrzucałam do śmieci sąsiadom. Wydawało mi się, że oszukiwałam ich, a oszukiwałam przede wszystkim siebie... Bo to moje ciało i tylko ja traciłam na tym. Weź się w garść i rusz dupę na siłownie! Czego się boisz? że będą się z Ciebie śmiać? A chcesz, żeby śmiali się całe życie, czy lepiej, żeby Cię podziwiali za kilka miesięcy? I nie bój się prosić o pomoc... psychologa, trenera, czy przede wszystkim DIETETYKA (mi bardzo pomógł) i bez wymówek, że nie masz kasy! Bo jedzenie nie mieście też kosztuje! Odmów sobie tego, a kase przeznacz na walkę o lepszą siebie! Po pojadę do Szczecina i skopię CI dupsko! Będę czytać Twojego bloga z nadzieją, że napiszesz, ze coś się zmieniło... Ufff... ale się rozpisałam... Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe :)