Odkąd pamiętam odchudzam się. Nigdy nie byłam szczupłą, malutką kobietką i pogodziłam się z faktem, że taka nie będę. Jednak chcę się dobrze czuć w swoim ciele i przede wszystkim mieć taką kondycję, żeby bez zadyszki bawić się z moim 8 miesięcznym synkiem.
Kiedyś ważyłam 89 kg. Przez rok udało mi się zgubić 16 kg i waga wskazywała cudowne 73 :) Nie dość, że samoocena skoczyła o 1000% to jeszcze kondycja była lepsza. Później się odpuściło i przez parę lat wskazówka wagi znowu wskazywała 8 z przodu. Przed ślubem 3 kg spadło do 77 i znowu wróciło gdy 3 miesiące później dowiedziałam się , że jestem w ciąży. Tak więc wyjściowa moja waga ciążowa to 80. Oczywiście w ciąży żadne diety nie wchodziły w grę, cieszyłam się jedynie, że moją jedyną zachcianką ciążową były owoce :) Jadłam ich dużo i przez pierwsze 6 miesięcy przybrałam na wadze jedynie 7 kg. Ostatnie miesiące to był masakryczny przyrost wagi bo i mój maluszek postanowił wcześniej wyjść. Największa moja waga to 95 kg która po porodzie od razu spadła do 88. Niestety w moim przypadku nie straciłam tych dodatkowych kg momentalnie, a wręcz przeciwnie. Cały czas karmiłam synka piersią więc nie chciałam przechodzić na żadne restrykcyjne diety, również ćwiczenie nie wchodziło za bardzo w grę bo gdy tylko dźwignęłam coś cięższego lub zaczynałam ćwiczyć bolały mnie piersi co dwukrotnie skończyło się zapaleniem piersi. Stwierdziłam, że gdy synek będzie już na tyle duży, żeby jeść inne rzeczy wówczas pomyślę o sobie i wezmę się w garść.
Gdy Artuś skończył 7 miesięcy zaczęłam ćwiczyć zapisałam się na zumbę i piloxing. Rano mała rozgrzewka z Mariolą Bojarską-Ferenc a wieczorami rowerek stacjonarny. Pomału waga zeszła do 83 kg. Teraz dołączę dietę gdyż mój skarbek od 2 tygodni je mleko sztuczne (moim już się nie najadał). Na początek postawiłam na dietę dość restrykcyjną (Mayo), ale będzie trwała max 2 tyg więc mam nadzieję, ze dam radę. Byłam już na niej 3 dni, ale wczoraj się złamałam więc zaczyna od początku. Zresztą z Mężem mamy 6 wesel w tym roku więc trzeba zmieścić się w jakąś sukienkę. Pierwsze za 2 tygodnie więc też jest motywacja:) Dzisiejszy dzień jest również dla mnie przełomowy gdyż w końcu zebrałam się w sobie i rano poszłam pobiegać, a NIENAWIDZĘ biegać. O ile zumbę i piloxing szczerze pokochałam tak bieganie (a raczej na początku turlanie) jakoś pokochać nie dam rady. No ale dzisiaj był pierwszy dzień więc cudów nie oczekiwałam :) Mam nadzieję, że wytrwam w postanowieniu, żeby wstawać rano i biegać :) Trzymajcie kciuki i za ćwiczenia i za dietę :)
No i tak w skrócie mogę opisać moją walkę z kg. Przeciwnik wagi ciężkiej, ale myślę, że pomału dam radę. Najważniejsze, że zaczęłam :)
MyDaydream
12 maja 2014, 12:32Pierwszy i najwazniejszy krok za Toba- postanowienie zmian :-) niech synek zdrowo rosnie i trzymam kciuki za postepy :-)
fasionistar
12 maja 2014, 12:21Tez nie jestem fanka biegania, ale sie przemoglam i wstaje o 7 rano przynajmniej 3 razy w tygodniu (od 2 tygodni), mam trase na 3.2 km wyznaczona i statam sie biegac rownomienie i szybko, zeby jak nawiecej spalic, powiem ci uczucie po bieganiu (pewnie je znasz), kiedy spocona i ledwo zipajaca dobiegasz do celu - bezcenne- satysfakcja gwarantowana