Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania: Okrutne faworki
6 lutego 2014
No i ciocia przyniosła faworki! Od rana mówiłam sobie "nie tkniesz ani jednego". Ale niestety nie udało mi się. Bo ciocia zrobiła takie mini tyci tyci faworeczki, że pochłonęłam trzy. Na szczęście gdy tylko ciocia poszła, to od razu musiałam jechać z moim synkiem do lekarza, a jak wróciliśmy to już mój luby opchnął połowę talerza. :) Zaraz spakuje resztę w pudełko i niech zabiera je jutro rano do pracy, żeby przypadkiem nie kusiły mnie zostając w domu. Żeby spalić te zjedzone faworki, zrobiłam nadprogramowe ćwiczenia z klubu fitness. Wymęczyły mnie nie powiem, jestem naładowana adrenaliną i zmotywowana do dalszych ćwiczeń.
Hej:) Za mną takie faworki chodzą już cały tydzień:) Na szczęście nie mam ich pod ręką i wcale nie dziwię się, że się skusiłaś:) Ale jak nie można z wrogiem walczyć to trzeba go wyeliminować:) I tutaj przydaje się mąż...:)
stokrotka_84ona
8 lutego 2014, 21:05Hej:) Za mną takie faworki chodzą już cały tydzień:) Na szczęście nie mam ich pod ręką i wcale nie dziwię się, że się skusiłaś:) Ale jak nie można z wrogiem walczyć to trzeba go wyeliminować:) I tutaj przydaje się mąż...:)