Dzisiaj będzie bezładnie, bo jestem bardzo wzburzona po zebraniu w szkole z burmistrzem. Nie mam siły opowiadać o tym wszystkim, bo szkoda słów :( Nie lubię i nie umiem występować publicznie a musiałam zabrać głos, bo nie lubię jak się ludzi w balona robi i krew we mnie zawrzała! Podobno gadałam do rzeczy, mimo, że w gniewie. Ech, koniec, kropka!!
Biwak trzeba zaliczyć do udanych :))) Wszystkie dzieci wróciły do domu w jednym kawałku ;) i zdrowe!!
Nasza szkoła ma do dyspozycji stary budynek na wsi nad jeziorem i blisko lasu. Kiedyś, przed i krótko po wojnie, była tam szkoła i mieszkanie nauczyciela. Teraz we wrześniu, maju i czerwcu dzieci jeżdżą tam na "zielone szkoły", czyli popularne biwaki. Warunki nie są luksusowe, ale jest dach nad głową, ciepła woda i kibelki z bieżącą wodą. Czego więcej potrzeba?! Tym bardziej, że koszty pobytu, to tylko jedzenie, które muszą przygotować rodzice (na miejscu jest kuchnia). Nie ma tylko ogrzewania.
Pogoda też była całkiem łaskawa. Cały wtorek padało, ale jak zajechaliśmy na miejsce, wyszło słoneczko i mogliśmy zrobić ognisko!
W nocy było trochę zimno, ja zmarzłam, bo zdjęłam na noc skarpetki.
Przed południem zorganizowaliśmy sobie podchody, niestety deszcz wygonił nas z lasu. Całe szczęście, że padało tylko przelotnie. W przelocie świeciło i nieźle grzało słoneczko! Dzieciaki na zmianę grały w piłkę i "mieszkały". W ogóle nie narzekały na nudę.
Jeśli chodzi o jedzenie, mamy-kucharki stanęły na wysokości zadania!!
Od 4 rano smażyły naleśniki z serem, na podwieczorek po parówce, obiad to ziemniaki, mizeria i mięso w sosie z warzywami. Oczywiście nie było zmiłuj i musiałam wszystko zjadać, żeby dać dzieciom dobry przykład. Co też skwapliwie czyniłam :)))
Waga dziś po tym obżarstwie: 93,8 kg.
To tylko dzięki temu ganianiu po lesie!
Do dzisiejszego menu w ogóle nie powinnam się przyznawać :(
Do południa było ładnie:
śniadanie: kromka chleba z szynką i pomidorkiem
II śniadanie: kanapka tzw. szkolna, ale z moim chlebkiem
No i potem się zaczęło :(
Tradycją jest, że absolwenci stawiają nauczycielom ciacho. No to spróbowałam parę ciast. Ale na prawdę tylko spróbowałam, bo od normalnego kawałka odkrajałam sobie kawalącik. Myślę, że złożyłoby się to na jeden normalny kawałek. I tak jestem z siebie dumna, bo wcześniej na pomysł z odkrajaniem bym wcale nie wpadła i jadłabym wszystko, jak leci.
Niestety dalej było jeszcze gorzej. Moja teściowa, to Elżbieta (tak przy okazji: wszystkiego najlepszego Elżbietki :)))), zatem musowo wizytka i znów ciacho!
Zjadłam: kawałek sernika, 2 kawałki biszkoptu z truskawkami i galaretką. Do sukcesów można zaliczyć tylko to, że nie nałożyłam sobie na to wszystko bitej śmietany :))
Wypiłam: 2 lampki koniaku
Kolacja już grzecznie: truskawki i maślanka.
Ale mam za swoje, bo teraz zgaga mnie męczy po tych ciastach :(((
I nie wiem, czy jutro się ważyć i bawić się w masochistkę.
A może będzie to tylko spojrzenie prawdzie w oczy...
Spadam robić papiery, błe...
Justyna40
19 czerwca 2009, 10:11na zakończeniu roku nauczycieli . Naprawdę :). Tyle pasji u większości, tyle mądrości. A dzieciaki są fajne. Do wychowawczyni mojego syna wparował uczeń z 2 kl. gim. z bombonierką i tekstem. -Dziękuję Pani, że Pani mi trójkę postawiła. Pani odpowiedziała... To ja się, cieszę, że miałam przyjemność Ci tą trójkę postawić ...Czy nie słodkie!!!!! :)))) ?
gzemela
19 czerwca 2009, 07:35Ach te imprezy. Człowiek sobie jakoś radzi, a tu bach impreza i złamanie zasad dietki. Ja dzisiaj idę na pępkowe ;) I jak tu się odchudzać?