Jutro dzień prawdy! Ważenie i wpisywanie wyników.
śniadanie: 1 kostka czekolady (na rozruszanie przemiany materii a nie z łakomstwa, podobno to działa, zobaczymy), kawałek babki (taki ani mały ani duży) u teściowej.
Tutaj mimo wszystkich oznak, jednak mogę się pochwalić, że twarda byłam, bo nie dałam się namówić na zupę dyniową. Malutki sukces, ale sukces.
II śniadanie: twarożek wiejski lekki z Piątnicy
obiad: 2 kurzęce udka, 3 malusieńkie ziemniaczki (a nie piure, jak reszta), surówka
Kolacja: sałatka z ryżem i z tuńczykiem (nie jestem pewna, czy nie było tego za dużo)
no i niestety wpadka na całego: garść domowych cukierków podczas oglądania filmu (I gdzie to świadome jedzenie?)
A te cukierki, to się robi tak:
1/2 szkl. cukru
1/2 kostki masła
8 łyżek miodu
3 łyżki ciemnego kakao
To wszystko gotować aż się cukier rozpuści. Potem zdjąć z palnika i dosypać całą paczkę płatków kukurydzianych i wymieszać. Palce lizać!
Wychodzi tego duży kopiasty półmisek (kiedyś zrobię zdjęcie) i rodzina (niestety razem ze mną) zajada to po prostu paluchami i zapija mlekiem. Bardziej kulturalni ludzie dzielą to na małe porcje, jak cukierki lub ciasteczka właśnie.
Pocieszam się, że ta garść wcale nie miała tyle kalorii. Ale o tej porze!!
Jutro waga mi nakopie :((( Ale ja się nie dam i nakopię jej wtedy za tydzień! O!!!
Przejechałam 30 km. Nie wiem dokąd dojechałam, ale zbliżam się do granicy z Litwą.