Przyznaję się do tego bez bicia! Podjadam!
Trochę się próbuję powstrzymać, bo normalnie żarłabym jak maciora, a tak tylko jak mały prosiaczek.
Bałwanki poszły się bujać :(
"9" grozi mi paluchem :(((
Jutro oficjalne zapisywanie wagi, a tu potworna zwyżka :(((
Dzisiaj waga pokazała 89 kg. Wczoraj wcale się nie ważyłam.
Po drodze była imprezka imieninkowa, potem dochodzenie do siebie po imieninkach.
Teraz za to reisefieber na całego.
Boję się tego wyjazdu jak cholera!!!
A żeby sprawdziło się przysłowie o nieszczęściu i o parach, to znów odparzyłam sobie stopy. Całe mam w bąblach, swędzące i cieknące :(((( Jak ja będę chodzić?!! W czym?!!! Chyba nowe buciki zostawię w domu, bo tylko odbędą podróż w walizce! A ja tylko klapeczki i sandałki, nawet w mróz. Przecież ja w podróży jakiegoś zakażenia mogę dostać!
Załatwiłam się tak tymi nowymi bucikami. Założyłam je na imprezkę, bo była w terenie. Wieczór i noc całkiem chłodne były, trawa mokra, więc chyba wszyscy założyliby coś innego, a nie sandałki. Zapomniałam, że jeśli chodzi o ciepłotę ciała, to ja nie jestem "wszyscy". Mnie jest zawsze ciepło, ręce i stopy mam zawsze gorące!
Jedyna dla mnie pociecha, że mam siłę zmobilizować się do jeżdżenia na rowerku.
Wczoraj 30, a dzisiaj 42 km. Razem 626 km. Ale i tu jeszcze tylko 2 dni i przerwa na 3 tygodnie :(
Będą inne atrakcje: zwiedzanie, błądzenie, zwiedzanie, błądzenie...
Książę małżonek stwierdził, że podczas naszej wyprawy będziemy oszczędzali na jedzeniu, bo na niczym innym się nie da. Zatem jest szansa, że nie przytyję...
Wiem, wiem, jestem panikara...ale najchętniej zamknęłabym się w domu i nie wychodziła do końca wakacji.
malgocha0411
3 sierpnia 2009, 09:34po przejechanych 120km (w poprzednim tygodniu) do Olsztyna pozostało mi 281km ni jeszcze jakieś dwa tygodnie będę do Ciebie jechała...pozdrawiam