Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
{< @ >}



Mój synek powiedział mi kiedyś, że lubi się do mnie przytulać, bo jestem mięciutka jak poduszeczka. Bardzo miłe, prawda?  Tylko nie wiedzieć czemu włączyła mi się czerwona lampeczka...

Cóż, nie ma to tamto, czas wrócić na dobre powakacyjne tory.
Nie pisałam ponad miesiąc i dobrze to dla mnie się nie skończyło 
Dzisiejsza waga 91,7 kg. A takie miałam ambitne plany na wakacje...
Zdecydowanie regularny tryb życia bardziej sprzyja mojemu odchudzaniu.
Wakacje były cudne: najpierw Chałupy, potem działeczka u teściów a na koniec prawie dwutygodniowy rajd ścianą wschodnią Polski z wypadem do Lwowa. Przejechałam 2000 km, niestety samochodem a nie rowerem , mając za dzielnego zmiennika córkę, która zbierała doświadczenie jako młody kierowca. Ja przecież też do doświadczonych nie należę, ale jestem dumna, bo nawet we Lwowie dałam radę, a to była wolnoamerykanka. Wróciłam niepoobijana i tylko 2 razy na mnie natrąbili, a nie mają tam chyba mandatów za trąbienie.
Jestem zachwycona Lwowem, Lublinem, Sandomierzem, Zamościem i Przemyślem. Nigdy tam nie byłam i wiem już ile straciłam.
Fotki są w mężowskim aparacie, więc może potrwać, zanim się do nich dobiorę.
Najważniejsze to byliśmy całą rodzinką. Nie wiem, czy za rok dzieciaki dadzą się namówić na wyjazd z rodzicami, wszak oboje są już pełnoletni. Takie są uroki starzenia się dzieci.
Teraz czeka mnie sterta prasowania, która przerasta wszelka wyobraźnię. Wypadałoby też odgruzować mieszkanie przed początkiem roku szkolnego, bo znając życie od 1 września nie będzie czasu na nic. Tylko, że tak ciężko się zabrać...
Rowerek też jakby nabrał mocy odpychających  Od poniedziałku zbieram siły i ... nic. Może dziś? Muszę, bo mi Basia wykasuje tegoroczne kilometry i wyląduję na końcu tabelki 
Czas zabrać się za siebie! Jak widać po kiloskach, nie można wracać do starych przyzwyczajeń, tylko szukać nowych wyzwań. Dość wymówek! Z moim ścięgnem jakby lepiej, tylko prawa kostka coś pobolewa, ale staram się to ignorować. Długie łażenie podczas zwiedzania przetrzymałam tylko dzięki reebokom zakupionym w Biedronce. Rewelacja!!! Czułam się jak na sprężynkach! To jest ten balsam na moje ścięgno. Czuję, że w tych butkach mogłabym nawet biegać! Prr, szalona, bez przesady. Z nóżkami muszę ostrożnie, bo one muszą tańczyć tango. Pierwsze testowanie po dłuższym czasie w niedzielę w Awangarda Bis. W końcu, mam nadzieję, znaleźliśmy nowe stałe miejsce na milongi! Hotel Dyplomat nam wymówił, bo podobno zniszczyliśmy podłogę  W to nigdy nie uwierzę! Wszyscy tańczący tango wiedzą, że do tego są specjalne buty z miękką podeszwą i niepodkutymi obcasami. To prawie kapcie!
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno o pieniądze. Pewnie liczyli na niezłe utargi za piwko itp a tu były tylko zamówienia na najwyżej jedna lampkę wina, herbatkę lub kawę, wodę i to wszystko. Ale takie jest niestety środowisko tangowiczów 
A za 2 miesiące Benefis Tanga w Toruniu. Wszystko zarezerwowane, jedziemy!!! Nawet jak nie schudnę i będę najgrubszą tanguerą na parkiecie!
  • benatka1967

    benatka1967

    21 sierpnia 2013, 12:49

    ja jutro też jadę w te rejony to sprawdzę co tam o tobie za wspomnienia zostały :)