6 dni temu dodałam post o odchudzaniu, ogólnie ten tydzień pod względem aktywności fizycznej nie był tragiczny. Jednak wystarczył jeden gorszy dzień, a mój umysł oszalał i rzuciłam się na jedzenie... Nic nowego.
Moja historia wygląda tak: całe życie byłam sportowcem i nigdy nie mogłam pozwolić sobie na nadprogramowe kilogramy, idealną sylwetkę musiałam trzymać na każde halowe zawody, natomiast do słodyczy i fast foodów kompletnie mnie nie ciągnęło. Kochałam moją pasję i jej się poświęcałam. Niedawno jednak zdarzyło mi się przeżyć trochę poważniejszą kontuzję, cały stres którego zawsze pozbywałam się poprzez sport musiał zostać wyeliminowany w inny sposób. I tutaj moją ostoją stały się fast foody i słodycze. Potrafię zjeść kilka paczek chipsów, dużo słodyczy i robię to tylko po to, aby pozbyć się stresu i rozluźnić się. Mam już dosyć. Przytyłam 10kg i nie potrafię powiedzieć stop. Teraz już nie nadzoruje mnie trener, a moje myślenie mi nie pomaga. Coś czego nigdy nie jadłam stało się moim uzależnieniem i nie potrafię sama sobie pomóc. Najzabawniejsze jest to, że studiuję dietetykę i nawet to mi nie pomaga.
Podsumowując, odechciewa mi się żyć przez to wszystko. Czasem nawet najbardziej zdyscyplinowane osoby mogą zbłądzić. W moim przypadku to sama już nie wiem czy wydostanę się z tego piekła.