Ależ mi się stąd nie chce wyjeżdżać. Jutro do 10 mamy opuścić domek, trochę się policzymy i na noc jazda do domu. Nie wiem jak to przetrwam- jestem jedynym kierowcą a droga to z 10h.
Codzienne spacery, brak stresu, brak spogladania na zegarek, zwiedzanie, plazowanie. Naprawdę udany wypoczynek, choć tylko tydzień. Aż boję się wracać do pracy. Niby nie jest bardzo stresująca ale często za bardzo się nią przejmuje. Zwłaszcza ciężko udźwignąć to, że programistami są głównie mężczyźni- na kobietę zawsze patrzy się bardziej krytycznie.
Wyjazd wiele mi dał. Codziennie kilka km spaceru. Pierwszego dnia wieczorem nogi mi odpadły. Dziś nawet nie poczułam przebytej drogi. I ta knajpka, gdzie chodzimy na obiady- mój ulubiony- grillowania ryba ze szpinakiem. Mąż do takiej porcji bierze jeszcze podwójne frytki- zastanawia mnie jak on może to zjeść. Kiedyś może wcisnelabym jeszcze te frytki. Dziś- nie ma mowy. Dopiero teraz widzę, jak mocno ograniczyłam jedzenie.
W poniedziałek ważenie plus mierzenie. Trochę boję się tej chwili prawdy.