No niestety, jesień (choć uwielbiam) nie sprzyja regularnemu uprawianiu mojej pasji jaką jest bieganie... zaczęłam 3 miesiące temu i trwam nadal, do tego stopnia, że najzwyczajniej w świecie ćwiczenia w domu już mnie nie kręcą, nawet mój ukochany orbitrek poszedł w odstawkę, oczywiście jak na razie, bo zapewne nadejdzie niedługo czas, że trzeba będzie się z nim przeprosić... I wiecie co, nie przeszkadza mi deszcz, bo bieganie w deszczu to dla mnie już norma, nie przeszkadza mi zimno i nie przeszkadza mi już ciemno, choć staram się zaczynać treningi w miarę wcześnie, bo już po 15-ej... ale biegam ok 1,30 h - 1,40 h, wiec i tak wracam już po ciemku, jedyne co m i przeszkadza to wiatr, wtedy naprawdę jest mało przyjemnie i choć czasami odpuszczam z tego powodu, to zawsze mam w pamięci słowa: Nie ma złej pogody na bieganie, są tylko słabe charaktery! a ja przecież nie mam słabego charakteru, jestem twarda baba. Wczoraj jak wybierałam się na biegi mój mąż do mnie...nie chodź, w taką pogodę, poleż sobie ze mną i nie powiem, że nie miałabym ochoty, zwłaszcza, że wyjątkowo bolesny miałam okres i normalnie nigdy do tej pory nie było to dla mnie przeszkodą do ćwiczeń, ale w poniedziałek prawie mdlałam z bólu i przyznaję się szczerze odpuściłam trening i bieganie i w ogóle wszystko, ale naprawdę nie dawałam rady. Wczoraj było już lepiej, ale i tak bardzo nadal bolał mnie brzuch, ale stwierdziłam, że już dość tego lenistwa i tak oto przebiegłam 15,8 km i mimo, że w pewnym momencie dostałam takich boleści, że miałam ochotę dzwonić po męża... jednak byłam już stosunkowo blisko domu i jakoś dotarłam do niego, ale nie żałuję mimo wszystko, że biegałam, czuję się dużo lepiej jak jestem w ruchu... i fizycznie i psychicznie... dzisiaj jak tylko pogoda nie przeszkodzi ubieram buty i biegnę... zastanawiam się też nad wykupieniem karnetu na siłownię, jak pogoda już całkowicie uniemożliw mi bieganie, ale głównie w celu korzystania z bieżni, bo inny sprzęt mnie nie kręci...to już nie to samo, ale jednak zawsze coś...
awesome.
18 listopada 2015, 23:30Hmm... Skąd ja to znam? Jakbym czytała o sobie. Wracam jak tylko uporam się z kontuzją Byle do grudnia!
kasiakasia71
18 listopada 2015, 18:38O rany ale masz kondycję-pozazdrościć tylko
am1980
18 listopada 2015, 15:55A to dobre, bardzo bym chciała poczuć tę moc i pobiegać w mrozie ale zobaczymy
grubciaakasia
18 listopada 2015, 12:52to ja chyba mam słaby charakter, ale kto wie może jak bym zaczęła biegać to bym się tak wciągnęła, że pogoda nie miałaby dla mnie znaczenia. nie lubię biegać, pewnie na pierwszy raz dałabym radę kilka minut. ale coraz bardziej o tym myślę.. tylko najpierw musi córcia podrosnąć, bo nie mam jej z kim zostawić :( pozdrawiam
am1980
18 listopada 2015, 12:55podobno bieganie albo się kocha albo nienawidzi, nic na siłę, ja też kiedyś myślałam, że to nie dla mnie, a pokochałam...
Pokerusia
18 listopada 2015, 12:23Brawooo! Podziwiam, że się nie poddajesz, ja niestety poczekam sobie na wiosnę, żeby wznowić regularne treningi biegowe.
am1980
18 listopada 2015, 12:28jeszcze się nie poddaje, ale chyba niebawem będę musiała skapitulować... póki mogę wykorzystuję każdy dzień, jeśli tylko się da
DietaJacka
18 listopada 2015, 11:52Jesienią tak już bywa ;)
am1980
18 listopada 2015, 11:56niby tak, ale ja to moja pierwsza jesień jako biegaczki i nie do końca wiem jak to ugryźć, niby nie ma złej pogody do biegania, ale wiadomo, że nie do końca tak to jest... pożyjemy zobaczymy...
DietaJacka
18 listopada 2015, 11:59Ja biegałem nawet w deszcz, nie robiło mi to problemu. Ale nie każdy może sobie na to pozwolić choćby ze względów zdrowotnych. Nawet w złą pogodę potrafiłem zrobić 10 - 12 kilometrów.
am1980
18 listopada 2015, 12:02akurat deszcz mi nie przeszkadza, bo biegałam już w naprawdę intensywnych opadach, ale ciemność i silny wiatr już tak, jeśli tylko się da to mimo wszystko biegam dopóki się da,,, ja jak już biegnę to robię ponad 15 km, taką mam ulubioną trasę i jak już biegnę to ją pokonam choćby nie wiem co...
DietaJacka
18 listopada 2015, 12:04a to biegasz rano czy wieczorem?
am1980
18 listopada 2015, 12:11tylko wieczorem, teraz to raczej późnym popołudniem, tzn tak ok 15 staram się wychodzić na trening, ale tylko dzięki temu, że pozwolono mi pracować od 6-14, a nie od 7-15, bo chyba musiałabym całkowicie odpuścić, nie lubię biegać po ciemku, choć i tak pod koniec treningu biegam już w ciemnościach, w sobotę czy jakiś dzień wolny od pracy staram się biegać rano, jeśli tylko jest taka możliwość
limonka92
18 listopada 2015, 10:13Gratuluję! :) Ja jak zaczynałam biegać to po miesiącu zawsze się poddawałam. Jednak bieganie z tak wielką wagą nie daje mi satysfakcji. Obiecałam sobie, że trochę jeszcze zrzucę i powrócę. Trochę boję się biegać jesienią z powodu ciemności ;). U mnie nie ma raczej oświetlonych dróżek po których chętnie bym biegała. Zobaczymy jak będzie, najpierw muszę jeszcze zrzucić ok.10 kg. Nie chcę rozwalić sobie kolan, stawów itp.
am1980
18 listopada 2015, 10:22zachęcam, może na wiosnę jak już będzie troszkę kg mniej uda ci się wrócić do biegania... ja choć zawsze twierdziłam, że bieganie jest nie dla mnie, zakochałam się na zabój i już stresuje mnie myśl, że będę musiała porzucić ten ukochany sport na czas zimowy, na pewno będę ćwiczyć na orbitreku i tak jak pisałam może wykupie karnet na siłownię, żeby biegać na bieżni, ale to już nie to samo,,,
limonka92
18 listopada 2015, 10:27Ja narazie chodzę na fitness i lubię takie ćwiczenia. Biegania też kiedyś spróbuję. Tylko jak ja to wszystko pogodzę? He :)
am1980
18 listopada 2015, 10:34i bardzo dobrze, uważam, że trzeba znaleźć to co nam najbardziej odpowiada, ja kiedyś ćwiczyłam tylko na orbitreku, przyznaję to był strzał w "10" szybka schudłam i długo trzymałam wagę, później zaczęłam ćwiczyć Chodakowską, chodziłam na siłownię, ale to nie moja bajka, może poza bieżnią, próbowałam fitnessu w grupie, ale to też nie dla mnie, może dlatego, że jestem indywidualistką i nikt do towarzystwa w ćwiczeniach nie jest mi potrzebny, a teraz kocham biegać... SAMA!!!
limonka92
18 listopada 2015, 17:22Am1980 ja jak zacznę biegać to też sama ;). Wiosno przybywaj! Do tego czasu powinnam zrzucić 10 kilo ;)).