Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
work bitch!


ach ta Britney :D

za każdym razem, jak przejdzie mi przez myśl "chyba powinnam poćwiczyć" w radiu pojawia się piosenka Britney o tym, jakże przezacnym tytule, work bitch. Bardzo mnie ona śmieszy, aczkolwiek jest jedną z najlepszych motywacji jaką mam ;) do tego dochodzą oczywiście moje motywacyjne szorty (aktualnie wiszą na tablicy korkowej, na środku mej ściany) i zegarek swatcha, w którym ćwiczyła kiedyś chodakowska. do tego dochodzą te moje durne studia, na których trzeba chodzić na basen (połowa mojego roku to mniej lub bardziej sportowcy-zapaleńcy) i mój ćwiczący chłopak (bo się szczypiorkowi przytyło od piwa i wódki xD). motywacji tyle, zapału mimo to mało:) ALE dzisiaj zrobiłam killera. hihi. killing killer <3 i wrócę do diety.... wrócę no. dziś. a potem wrócę do bycia bez diety. na chwilę, bo fondue czeka w lodówce (jejuśku, za fondue dałabym się pokroić :D)

tu wstawiam teledysk, ale jest dość yyy perwersyjny, także jak ktoś bardzo wrażliwą jest osobą to nie polecam. w ogóle, piosenka, która już w tytule ma 'work BITCH' nie może być ładna słodka i urocza.




tutaj link do samej piosenki: WRZUTA 

i fragmenty tekstu:

You want a hot body?
You want a bugatti?
You want a maseratti?

You better work bitch

You want a lamborghini?
Sip martinis?

Look hot in a bikini?
You better work bitch

You wanna live fancy
Live in a big mansion

Party in France

Work, work, work, work
Work, work, work, work
Work it out, work it out, work it out, 
Work it out, work it out, work it out, 

You better work bitch
You better work bitch!



party in France & sipping martinis - CHECKED

cała reszta przede mną. (osikałabym się ze szczęścia jakbym kiedyś miała małe maseratti. duże było robione z poloneza. ale małe to moje małe marzenie. czarny kabriolet z pomarańczową tapicerką. i będę takim śmigać po wybrzeżu oceanu w Kalifornii. albo po Helu...xD [takie autko kosztuje bagatelka jakieś 700 000 zł])