Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 11


Dzień bardzo "zachodzony". Po części zły, a po części dobry. Ranek niezbyt miły, ale popołudnie dużo lepsze. Czas spędzony z Ukochanym. Pogodzenie się. Wieczór z kuzynką. I dzień minął. Chociaż menu niezbyt chwalebne:

Ś: pół bułki maślanej, bułka z ziarnami, szynką i ketchupem
II: 2 jabłka, jogobella light, porcja lodów
Obiad: nic
Kolacja: 2 jabłka, jajecznica, kromka chleba z szynką i ketchupem, herbata, paluszki

I jak zwykle wyszło dużo. 
Nic nie ćwiczyłam. No prawie:

- 2x na około jeziora = ok.6 km
-spacer do kościoła i z powrotem = 2 km
-15 minut hula hop

I nie mam już siły. Codziennie wieczorem ogromnie boli mnie żołądek. A nie mam pojęcia od czego...I nie wiem co z tym zrobić. ;( Auć.
Eh...jutro dzień przygotowań, a w niedzielę grill z przyjaciółmi. Oho będzie kalorii...Ale co tam ^ ^ Spalę za tydzień na 28 - km pielgrzymce xD
No to pa;*