Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Idę spać i nie jestem głodna :)


Pierwszy dzień nie był taki zły. Najtrudniejsze jest pilnowanie się, żeby nie podjadać przypadkiem: a to po Szymonie, a to przy gotowaniu. Magiczna szafka ze słodyczami jeszcze nie kusi, ale jak znam siebie, zacznie do mnie mówić najpóźniej za kilka dni;)

Martwi mnie jednak kompletny brak czasu na ćwiczenia. To wręcz nierealne, żeby znaleźć dla siebie godzinę czasu bez przerw na zajmowanie się dziećmi:( Bez pomocy przy maluchach nie dam rady ćwiczyć. Pocieszam się, że i tak jestem non stop w ruchu. Pobudka o 6 pozwoliła mi posprzątać w mieszkaniu - do 10 miałam to opanowane, ale za to padłam z dziećmi jak kawka :( Mogłabym poćwiczyć jak spały, ale zwyczajnie nie miałam sił... Może jak przyzwyczaję się do diety i schudnę trochę, to jakoś mi sił przybędzie?