Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Trochę mojej historii.


Od małego, byłam jakaś taka większa od innych. W czwartej klasie podstawówki, rodzice zaczęli mnie wozić do dietetyka. Nie był to dietetyk, a zwykły cham. Z początkiem moich wizyt u niego zakończyło się moje dzieciństwo. Właśnie. Nie miałam sił na nic, na zabawę, na rozmowy. Miałam ogromna 'depresje'. Słyszałam od niego tylko jaka to ja jestem gruba, okropna. Wmawiał mi różne choroby i schorzenia, niestety bezpodstawnie i nietrafnie. Głównymi były choroby kręgosłupa...tzn..różne skrzywienia, płaskostopie...Wtedy mu wierzyłam, wiecie młoda, głupia. Mama nie zwracała uwagi na jego gadaninę, bo to przecież najlepszy dietetyk w mieście. Wiadomo ułożył mi dietę...nie jadłam nic więc w 5 miesięcy schudłam z 70 do 56...była to idealna waga...W między czasie wylądowałam w szpitalu, bo musiał mi porobić badania. Po tym jak wyszłam z przychodni, powiedziałam a właściwie wykrzyczałam, że nigdy więcej do niego nie pójdę, na żadną wizytę...tak też było. Jednak po 2 latach nadrobiłam stracone kilogramy i efekt jest jaki jest...