Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Raw vegan food diet Day #45 O zdziwionym lekarzu i
bananowej


Minęło kilka dni od ostatniego wpisu. Nic wielkego się nie działo przez ten czas. Byłam na kontroli ręki w szpitalu. Zrobili mi prześwietlenie i sprawdzili ogólnie jak się "goję". Musieli zrobić prześwietlenie już po 10 dniach, bo były obawy, że kość może się osunąć w dół i wtedy trzebaby było szybko interweniować w jakiś sposób.

Prześwietlenie nie wykazało nic niepokojącego, kość na swoim miejscu :). Wciąż niezagojona, no ale minęło raptem 10 dni. Za to lekarz się mocno zdziwił jak zaczął sprawdzać moją zdolność ruchową owej ręki. W zasadzie z lekkim tylko bólem wykonałam wszystkie ruchy w  bardzo szerokim zakresie (np. wyciąganie rąk do samej góry, na boki, nawet łapałam się dłońmi z tyłu pleców). Spytał mnie czy jestem na jakiś lekach, środkach przeciwbólowych czy przeciwzapalnych - powiedziałam, że nie, i że nie brałam nic a nic przez cały ten czas (jedynie po samym wypadku w szpitalu mi dali jakiś ibuprofen). Lekarz zrobił duże oczy, stwierdził, że u mnie wszystko super. Spytałam się go kiedy będę  mogła zacząć biegać. Powiedział, że jak nie będę czuła dyskomfortu to mogę spróbować w przyszłym tygodniu. ALLELUJAH! HA, wiedziałam, że się z tego wykaraskam dużo szybciej niż te 6-8 tygodni :).  I jestem przekonana, że zawdzięczam to w dużej mierze swojej diecie. Po pierwsze kiedyś widziałam krótki reporaż o pewnej młodej, 90-letniej pani :), która wyleczyła nieoperacyjne złamanie miednicy. Kilka minut filmiku - zapraszam do obejrzenia :).








Osobiście ufam, że dieta złożona ze świeżych owoców i warzyw pomaga wyleczyć ciało i różne dolegliwości. I nie uważam tego za cud, tylko za prawidłową kolej rzeczy. Ciało ma możliwości samoleczenia, tylko NIE MOŻEMY MU PRZESZKADZAĆ. Kiedy jemy rzeczy, które nie są naturalne dla człowieka (przetworzone jedzenie, produkty zwierzęce) to ciało ma hard time próbując się pozbyć tego - nie ma czasu na procesy pozbywania się samej "choroby". Mnóstwo energii traci na trawienie i pozbywanie się toksyn. A jak już się upora z jednym kotletem (czy nawet nie zdąży) to serwuje się mu jakąś kanapkę z serem. I tak wkółko. Co do mnie to prawda jest taka, że mogłbym pić więcej soków i jeść warzyw podczas mojego wracania do zdrowia, no i mogłabym więcej odpoczywać, a nie chodzić po 10 km dziennie :P, ale i tak jest nieźle.

To moje zdanie na ten temat, jak ktoś ma inne to nie moja sprawa :). Nie chcę nikomu nic narzucać, a jedynie dzielić się swoim doświadczeniem i wiedzą na ten temat. Ja robię to co działa na mnie i z czym czuję się dobrze. I chyba nie jest takie złe skoro minęło 45 dni mojej "diety",  a ja ani razu nie poddałam się żadnym zachciankom (może dlatego, że ich nie miałam :D). Za każdym razem uszy mi się trzęsą na widok świeżych i soczystych owoców i warzyw. Nie ograniczam ilości ani kalorii więc nie boję się, że pójdę i zjem te ciastka, które tak uwielbiałam (przed zaczęciem tego sposobu żywienia). Non stop widzę na forum jak dziewczyny walczą z pokusami, jak się cieszą, że nie zjadły tego sernika chociaż na jedo widok dostawały ślinotoku, lub jak z kolei się poddały i wkońcu pochłonęły pół lodówki w przypływie szału głodowego. I nie ma co ich winić albo wytykać nikomu braku silnej woli... to normalna kolej rzeczy jeżeli wciąż serwujemy ciału ograniczenia. Czy całe życie musimy walczyć z pokusami? W przyrodzie nie ma otyłych zwierząt, a kalorii nie ograniczają. Jedzą, bo chcą i mogą - tylko tyle, że jedzą pokarm przeznaczony dla ich ciał.

Jeżeli ktoś to czyta i ma czasami takie problemy z "reżimem" dietowym i czasami zdarzają mu się takie wpadki, to bardzo polecam żeby zamiast rzucic się n ten sernik, spróbował zjeść dużą miskę mandarynek lub pomarańczy lub 2-3 mango czy co tam innego. Wtedy Wasza naturalna chęć na cukier zostanie zaspokojona, a Was ominą ogromne wyrzuty sumienia :). A jak zadziała, to może następnym razem od razu zamienicie jeden posiłek na kilka świeżych owoców. Może bananowy smoothies z rana okaże się Waszym ulubionym daniem (ja teraz mam okres bananowej "owsianki" :P).



Przepis:
6-7 DOJRZAŁYCH (z plamkami :) ) bananów
3 jabłka (małe) lub 2 duże
cynamon
rodzynki do posypania na wierzch
troszeczkę wody - 20-30 ml


Wrzucam banany do blendera i wlewam trochę wody żeby można było je zblendować (można obyć się bez wody tylko trzeba co chwilkę popychać łyżką).
Jak już zblenduję banany to wrzucam jabłka (bez ogryzków :P)  i cynamom i blenduje pulsując - żeby nie zrobiła się papka z jabłek i żeby było czuć w zębach kawałki.
GOTOWE :) Na wierzch trochę rodzynek i cynamon i zajadam. Naprawdę słodkie i sycące. Trawi się szybko i jest pyyyyszne :).






  • marina69

    marina69

    12 stycznia 2014, 11:54

    Hej ,mam nadzieje ze kontuzja już lepiej ?Musze sie Cię zapytać ,czy bierzesz B12 ,bo ja wyczytalam w mojej Nowej książce ze nie ma możliwości czymkolwiek zastąpić tej witaminy i trzeba brać suplement ,napisz proszę jak jest z tym u Ciebie ,pozdrawiam

  • marina69

    marina69

    10 stycznia 2014, 14:34

    MNIAMMMM!!!!ja tez pozeram tony owocow ,nie mam zachcianek na slodycze ,chleb miecho ,normalnie nic !!!!tylko wagowo mam zastoj ,ale to tak powinno byc ,przez te zmiany .Zycze Ci powrotu do zdrowia I biegow ,pa

  • LadyMela

    LadyMela

    10 stycznia 2014, 13:56

    Planuje zrobić sobie w poniedziałek jeden dzień na owocach i może z jednym posiłkiem z gotowanych warzyw. Do mnie 100% raw nie przemawia, jako sposób na całe życie, bo surowe jedzenie wychładza organizm, co zimą może być problematyczne.