Dziś z drżeniem serca stanęłam na wadze, bojąc się zobaczyć, iż moje słabości zniweczyły wysiłek ostatnich tygodni. Jednak waga uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i mimo przytłaczającej aury pokazała akceptowalny wynik 66.2kg. Tylko 0.4kg na plusie. To może być jedno większe śniadanie, albo jeden dodatkowy kawałeczek tortu, którego nie odmówiłam na chrzcinach mojej bratanicy...
Jestem z siebie dumna. Nie wykonałam planu, bo zjadłam więcej niż planowałam. Ale też nie zmasakrowałam się, bo to "więcej" było tylko "odrobinę więcej".
Dziś chcę spróbować słynnego Skalpela Ewy Ch. Czy dam radę?
zielonafinezja
4 kwietnia 2013, 18:23https://www.youtube.com/watch?v=FTT4W8ygJ7w miażdży po 30 minutach przynajmniej mnie ; D Też zaczynałam od skalpela przez 5 dni miałam ucisk w łydkach i całych nogach ale powoli i się ciało przyzwyczai :)
zielonafinezja
2 kwietnia 2013, 19:17No jak widać można można :) Powodzenia w bojach ze skalpelem :):):)
j.lisicka
2 kwietnia 2013, 07:55Gratulacje!