Pobiegłam sobie dziś do rodziców, musiałam odebrać jakiś drobiazg. Mam dwa kilometry, ale ja, jak na maniaka przystało, nie wybrałam najkrótszej drogi. Nie ma to jak jechać do Krakowa przez Pekin :) Tak więc trzasnęłam sobie kolejną działę - 6km.
Co to się narobiło... ? Ano się narobiło. Styl życia mi się zmienił. Nie ma już leżenia plackiem przed telewizorem. Co za marnotrawstwo czasu? Przecież można w tym czasie zaliczyć skalpelek. Po co wozić szanowne cztery litery samochodem? Przecież można się przebiec. A co najważniejsze: chce się zaliczać skalpelek, chce się przebiec.
Dieta zeszła mi na drugi plan. Nie to, że nie trzymam. Ale raczej podchodzę na luzie. A to lody mi się przydarzą, a to piwko ma wreszcie wpaść... Zobaczymy, jak efekty. Mam nadzieję, że wynik na wadze nie sprowadzi mnie na ziemię.
ewusha
16 maja 2013, 23:22Mam dokładnie tak samo. Piwko nawet kupilam... ale nie wypiłam...