Na dzień dobry po przebudzeniu przywitał mnie ból brzucha i już wiedziałam skąd ten ostatni pociąg do słodkiego. I tak jak obstawiałam waga poszła o 500 g w górę. Miałam dziś wielka ochotę na coś chrupiącego i wpadły paluszki, których swoją drogą nie jadłam chyba z rok. Nie były jednak solone, a waniliowe jako wersja dla dzieci. Chipsy, orzeszki i paluszki jakoś nigdy nie zajmowały wysokiej pozycji na liście przez które przytyłam i pojawiały się bardzo sporadycznie, więc raz na ruski rok ujdą. Od jutra czekają mnie dwa tygodnie, podczas których nikt nie będzie mnie kusił jakimkolwiek ciastem, więc może doczekam się w końcu jakiegoś większego spadku. Na poprawę humoru zepsutego w ostatnim tygodniu zaliczyłam wczoraj fryzjera i od razu lepiej się czuję.
Śniadanie (placek twarogowo-kukurydziany z masłem orzechowym, bananem, truskawkami i prażonym słonecznikiem, herbata owocowa)
II śniadanie (chleb pełnoziarnisty, naturalny serek twarogowy, pomidor, herbata owocowa)
Obiad (kasza orkiszowa, pulpety w sosie pomidorowym, szparagi, woda)
Podwieczorek (paluszki o smaku waniliowym)
Kolacja (koktajl z mleka, banana, truskawek, moreli i płatków owsianych)
doloress1988
11 czerwca 2016, 22:06paluszki waniliowe - nie mogę sobie tego wyobrazić :P
spelnioneMarzenie
11 czerwca 2016, 19:51swietnie sobie radzisz kochana :)