Tak jak wspomniałem, cały tydzień jestem w delegacji. Jeszcze do jutra Warszawa. Od jutra Gdańsk. Karmią. Najgorsze, że nie szwedzki stół, lecz gotowe serwowane dania pod nos. Dobre, wymyślne, w stylu Amaro i gwiazdek Michelin. Nie potrafię wszystkiemu odmówić. Jednak liczę. Tylko raz przekroczyłem 1600 kcal. Ale za to wczoraj i dziś wybrałem się na basen Inflancka (warszawiacy znają ten adres) i pływałem jak wściekły. Waga trochę znowu spadła. Do 102,9. To nie rekord, lecz z przodu znowu jest dwójka i to na żarciu Michelina. Od jutra inne jedzenie, w hotelu... 5-cio gwiazdkowym Hotel Gdańsk. To napradę nie są sprzyjające warunki do diety. Ale cóż, dam radę. 😊