Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
smuteczek...


Jak co wieczór składam relację z codziennej walki. Z okazji dnia wiosny poszliśmy z mężem na obiad do restauracji. Ja zamówiłam pół porcji, na szczęście można tak zamawiać. Właściwie od obiadu jadłam tylko owoce i jakieś warzywa. Ćwiczyłam, a jakże - brzuszki 60 sztuk i tylko 20 minut intensywnej gimnastyki, za to wracaliśmy po obiedzie do domu na piechotę, co zajęło nam 70 minut. Pod tym względem jestem zadowolona. Ale mojemu przyjacielowi wydarzył się smuteczek i szczerze mówiąc cały dzień o tym myślałam. Nie mogłam się skupić na niczym innym. Czasami nie wiem jak pomóc, czasami jesteśmy tak bezradni wobec okrucieństw świata tego, że wolimy się przyzwyczaić niż coś z tym zrobić. A on chce coś zrobić, jak samotny jeździec i naprawdę jest sam... nawet jeżeli ma świadomość, że są ludzie, którzy zawsze czekają na jego powrót... tak smutno po prostu...