Oj naprawdę dawno mnie tu nie było. Działo się sporo z moją wagą. Jakoś rok temu ważyłam równe 94 kg (o zgrozo). Powoli wziełam się za siebie ale żadne diety ani ćwiczenia nie przynosiły rezultatów. Waga zaczęła spadać dopiero kiedy w lato poszłam do pracy. O diecie nie miałam czasu myśleć a jadłam to co firma dawała, czyli śniadania różnorodne a obiad codziennie ten sam, kasza bulgur, sałatka grilowany kurczak i arbuzy. Kolacje robiłam sama i zależało czy byłam sama czy mąż był w domu. Jak sama to przeważnie chleb z czymś tam. A jal mąż to coś sensowniejszego. Pojawiały się też słodycze ale sporadycznie. Mimo to waga spadała jak zwariowana. We wrześniu ważyłam 80 kg, czyli 14kg mniej. O jak ja się super czułam, wszystkie ciuchy z duże a stare idealnie leżały. No ale sezon letni się skończył, z nim praca. Znowu siedziałam w domu, mniej ruchu więcej słodyczy i waga skoczyła do góry o 8 kg. Czekam z niecierpliwością na maj, bo wtedy znowu wrócę do pracy więc waga znowu spadnie ale do tego czasu też muszę coś zdziałać, mam nadzieję że się uda.
Pozdrawiam
McDalen
23 marca 2018, 08:37Bierz się w garść, jesteśmy z Tobą :)
Lisebeth
23 marca 2018, 07:37No to dzialaj zamiast czekac na cud