Trzech króli w Holandii nie jest dniem wolnym od pracy. Zatem do 15-tej jeszcze siedziałam nad nasionami i serdecznie miałam już dość pracy siedzącej przynajmniej na kilka kolejnych miesięcy. Ale wykonaliśmy z kolegą kawał dobrej roboty, więc jest super. Trochę zwolniliśmy miejsca w laboratorium i ciekawa jestem kiedy przeniesiemy się do swojej przestrzeni, którą firma buduje właśnie na nasz użytek - suszarni do nasion. Niestety, ale w laboratorium nie ma dla nas już miejsca - co roku pochłaniamy im kolejne regały i pomieszczenie pęka w szwach.
Kolega, z którym pracuję jest łasuchem na słodycze podobnie jak i ja. Ostatnio wygrałam zakład z nim i dostałam dwie czekolady z Polski - niestety nie moje ulubione fioletowe czekolady z goplany. Choć dziś pewnie byłaby mi ona za słodka. Ale mam dwie czekolady i się śmialiśmy, że ja się wahałam czy od razu nie dać ich na stół i obrócić na raz w trakcie pracy, a on miał nadzieję, że to zrobię. Jednak na moment weszła mi refleksja do głowy, że nie - jedzenie tak wcześnie słodyczy źle się kończy - w domu i tak coś podjem, więc teraz lepiej robić miejsce niż lecieć na rekord kalorii. Czekoladę więc schowałam, ale w piątek kolega przyniósł inną moją ulubioną czekoladę - już do zjedzenia na poczekaniu - niebieska z Aldi. No.., muszę przyznać, że musiałam trochę ze sobą walczyć. Kolega się śmiał ze mnie, jak powiedziałam, że ja nie jem ,łamiąc ją tak jak on, tylko wpycham w paszczę cały rządek na raz i tak długo się męczę aż zjem taki rządek. Naprawdę nie panuję nad sobą w pobliżu czekolady.
Tym razem jednak się udało. Nie zjadłam nic, choć kolega kusił, szeleścił pozłotkiem i proponował. Mały sukces, ale jest. Natomiast w domu na obiad zjadłam 600kcal w postaci pizzy i w sobotę rano nawet nie wchodziłam na wagę. Poza tym rzadko się ważę, jak zostaję rankiem w piżamie. Ważę się tylko nago, a nie miałam ochoty się przebierać.
W domu miałam do odrobienia bieg i trening z środy. Jednak o 19 poszłam spać, bo czułam się taka wypluta.
Ogarnęliśmy jednak zakupy, odebrałam kalendarz z naszymi zdjęciami. Zrobiłam kolaże ciekawych momentów z ostatnich lat. Myślę, że doda pozytywnej energii domowi - z reguły kupowaliśmy kalendarze z widokami z Polski lub Holandii. Czasem z dzikimi zwierzętami w naturalnym środowisku. Teraz postawiliśmy na radosne wspomnienia.
Myślę, że już połowa moich hiacyntów już kwitnie bądź zaczyna kwitnąć. W biurze szczególnie roznosił się zapach tych kwiatów. Obecnie przeniosłam wszystkie kwitnące na dół, aby ładnie dekorowały salon i kuchnię, a te jeszcze czekające na swoją kolej, są w biurze. Jest tam chłodniej i jakoś to ruszyło cebulki bardziej niż ciepły salon. Po zmianie drzwi i okien, termostat na dole rzadziej się włącza. Wczoraj wieczorem mieliśmy 19,5 stopnia, choć termostat był ustawiony na 18, a obecnie - godzina 6 rano - jest 18 stopni, choć termostat na noc ustawiamy na 15 stopni. Tak, ogrzewanie gazowe uczy oszczędności i ubierania się w cieplutkie ubrania zimą i siedzenia pod kocykiem. Choć tej zimy jest mi częściej za ciepło niż za zimno.
W Lidlu nie mogłam się oprzeć kupnie begonii. Pracuję z begoniami i jeden ze współpracowników zawsze się ze mnie śmieje - nie bierz roboty do domu - ale ja lubię roślinki. No i jak zobaczyłam tą czerwoną begonię, której liście w słońcu mienią się na złoto - postanowiłam ją mieć. Jak się moja mini szklarenka zwolni, albo zgarnę opakowanie po margarynie - to spróbuję ją rozmnożyć. Te odmiany - domowe - wystarczy pozbawić jednego liścia i wkopać go trochę w ziemię, by posiedział w zamkniętym pudełku w ciemności jakiś tydzień lub dwa. Gdy się pudełko otworzy, liść powinien mieć już korzenie i puszczać nowe pędy. Przy dobrych warunkach ta roślina robi też drobne różowe kwiatki. Z tej odmiany nie pachną one, ale mamy odmianę, która pachnie goździkami. Pracujemy zaś nad odmianami pachnącymi do ogrodu - na razie mamy kilka pachnących jak cytryna i jedną pachnącą jak róża.
Kupiłam też bardzo suchą roślinkę - alokasię. Oberwałam martwe liście i podlałam porządnie. Podobnie jak begonia - stoi ona obecnie w pomieszczeniu bez kwiatów, jako kwarantanna. Niestety, ale kiedy wprowadziliśmy do szklarni odmiany z zewnątrz, przybyły na nich wełnowce i zasiedliły one dużą część naszych eksperymentów, tak że trzeba było je wyrzucić. W begonii znalazłam mech z rzędu wątrobowców, więc też musiałam go ręcznie usunąć i upewnić się, że nie został ani płat. Wątrobowców bardzo trudno się pozbyć - nawet Roundup tego cholerstwa nie rusza.
Tak więc w piątek nie było treningów. Czułam się bardzo zmęczona, senna i poszłam do łóżka o 19. Zasnęłam koło 20.
annaewasedlak
8 stycznia 2023, 12:09Ciekawe modyfikacje roslinek. Pozdrawiam
PACZEK100
8 stycznia 2023, 08:32Brawo za powściągliwość z czekoladą. Ja bym chyba nie dała.rady przy takim kuszeniu:D i fajny kalendarz , miło będzie wspominać.
beaataa
8 stycznia 2023, 08:11Przepiękna ta begonia:) I super pomysł z kalendarzem.
Mirin
8 stycznia 2023, 07:34Bardzo fajny kalendarz. Oby Nowy Rok przyniósł mnóstwo radosnych momentów na kolejną wersję kalendarza za rok :)
zlotonaniebie
8 stycznia 2023, 07:17Mam w domu podobną begonię, którą pokazujesz. Też tak jej się listki błyszczą na różne kolory w słońcu. Spróbuję ją tak rozmnożyć w tej ciemni, bo nie wiedziałam, ze tak trzeba. Dzięki za podpowiedź:)