Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tak leniwie to jeszcze nie było!


W niedzielę wstałam bez budzika o 6. No to już taka norma 5-6 rano wstajemy. Od prawie 8 lat pracujemy na pierwszą zmianę w szklarni – więc poziom melatoniny w mózgu powinien być odpowiedni – i wciąż i wciąż budzik dzwoni o tej 5:30. Organizm raz się więc sam w weekend wybudzi o 5, tak jak potrafi w tygodniu, a czasami „zaśpi” aż do 6. Tak też było w niedzielę. W sobotę to choć czekałam z robieniem paznokci do pobudki męża, ale w niedzielę zeszłam sobie na dół i zaczęłam naprawiać bloga, na którym wieczór wcześniej namieszałam w layoutach i się cały rozjechał.

Wypiłam Inkę i jak zgłodniałam i miałam bloga już opanowanego, to zrobiłam sobie małe śniadanie. Pół śledzia w śmietanie i kawałek chleba. pełny żołądek mnie utulał do snu, więc poszłam do sypialni z czytnikiem ebooków i po kilku stronach faktycznie zasnęłam. Zaczęłam nową książkę – Grishama wreszcie dokończyłam – „Aleja bzów” – zapowiada się naiwne romansidełko. No spoko, czytać lubię i zawsze jestem ciekawa, co się wydarzy. Póki co odbiór mam słaby, bo na pierwszej stronie główna bohaterka potrąciła psa. Przemocy wobec zwierząt nie lubię, a czytanie jak kobieta stoi nad zdychającym psem i dzwoni do babci wyżalić się, jak jej jest ciężko, bo jeszcze ten pies…. – zamiast jechać do kliniki weterynaryjnej na cito. Ech. Już wiem, że jej nie polubię.

Obudziłam się o 14. Ogarnęłam się trochę i zeszłam na dół poczytać „Niewidzialne kobiety”, czekając na przyjazd kolejnego gościa urodzinowego. Mąż przygotował 3 daniowy obiad. Najpierw rosół na indyku z kluskami kładzionymi – mąż dodaje do nich posiekaną pietruszkę – później ryż gotowany w wodzie po gotowaniu mrożonego groszku – wzmacnia smak, polecam – i nadziewane papryczki mięsem mielonym.

Na deser mąż zrobił Vinegar pudding, który nam bardzo zasmakował podczas urlopu na Azorach. [link do deserów, które jadłam na Azorach] Myślałam, że Ukochany miał już szansę robić go dla tej znajomej, ale jednak nie. Była to premiera. Wszystko bardzo smakowało i posiedzieliśmy jeszcze trochę z winem i rozmawialiśmy. gdy zostaliśmy sami to jeszcze godzinkę sobie pogaduszki z mężem urządziliśmy i poszliśmy znów spać. gdyby nie ta wizyta znajomej, przespałabym cały dzień. Tak leniwego dnia niemiałam bardzo długo. Nawet nie wiem, kiedy przeleciał.

  • Julka19602

    Julka19602

    17 stycznia 2023, 08:50

    Przy tak wczesnym wstawaniu i intensywnej pracy raz w tygodniu "leniuchowania" jak najbardziej wskazany . Pozdrawiam i miłego dnia.

  • Naturalna!

    Naturalna! (Redaktor)

    17 stycznia 2023, 08:16

    U mnie rano poziom melatoniny jest jeszcze zbyt duży, a kortyzolu zbyt mały, więc dobudzam się dwoma dużymi kubkami mocnej, czarnej kawy. Za to wieczorem melatoniny za mało, spać się szybko nie chce, a szkoda, bo wolałabym zasypiać wcześniej bez problemu i budzić się raniutko również bez problemu, rześka i gotowa na start. No ale wiele lat pracy zmianowej zbiera pokłosie i pewnie musi upłynąć trochę czasu, zanim mój biologiczny rytm osiągnąłby równowagę, nie wiem, czy to w ogóle jest możliwe, dlatego ciesz się regularnością i stałością pory rozpoczynania pracy - dla wielu ludzi na świecie to nieosiągalny komfort. Miłego dnia.