Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Czy byliście kiedyś pod namiotami?


Jakieś 20 lat temu, jeszcze w liceum, zapisałam się do harcerstwa. Krótki to był zryw, bo nie było drużyny z porządnego zdarzenia w naszej okolicy, a jedynie skrzyknięte dzieciaki i koleżanka z klasy wyżej, która tym wszystkim zarządzała. Zrobiliśmy sobie raz obóz w świetlicy pewnej wiejskiej szkoły i organizowaliśmy się przez kilka dni z wyprawami do lasu czy nad jezioro. Dołączyli do nas chłopaki z drużyny harcerskiej z Poznania. Urządzili nam park linowy itp. Nie było jako tako namiotów, ale narobili smaka na nocowanie pod gwiazdami. Namiotowanie wydaje mi się od tamtej pory takie romantyczne.

Później był woodstock. Pojechaliśmy ze znajomymi dwukrotnie nim paczka rozjechała się po Europie za pracą. Było równie fajnie. Zabraliśmy z kolegą materac dmuchany i dzięki temu jako jedyni nie wstawaliśmy połamani rano. Zostaliśmy na polu namiotowym te kilka dni, kąpaliśmy się w rzece, myliśmy w zlewach z zimną wodą. Był pełen luz, dobre jedzenie, kilogramy arbuzów z Lidla polowego. Chętnie pojechałabym ponownie na festiwal.

Mam wciąż mój namiot z tamtego okresu i w końcu przywiozłam go do Holandii. Dopiero rok temu użyłam go ponownie. Pojechałyśmy z koleżanką na kilka dni do Drenthe. Zjeździliśmy rowerami okolicę, w której mieszkałam. Przypomniałam sobie, dlaczego zakochałam się w Holandii. Drenthe różni się znacznie od Holandii Północnej. Mają tam lasy, ale takie prawdziwe lasy. Z naprawdę ogromnymi i gęstymi drzewami. Czułam, jakbym znów była w Polsce. Blisko natury. Gdyby jeszcze w Polsce było więcej ścieżek rowerowych i można było spokojnie pedałować sobie z miejsca na miejsce to byłby raj. I śmieci, gdyby w Polsce lasy były czyste, a pobocza nie upstrzone śmieciami.

Teraz wybieramy się pod namioty z moją przyjaciółką. Ba! Nawet mąż powiedział, że moglibyśmy się wybrać kiedyś pod namioty. Chyba zaczyna do niego ten pomysł pomału docierać i się wygodnie mościć w jego głowie. Wcześniej był on przeciwny zarówno wycieczce rowerowej, jak i weekendowi pod namiotami. Ale chyba zobaczył, że wracam szczęśliwa z takich wyjazdów, albo może nudzi mu się samemu w domu. Tak czy inaczej, W tym roku mam w planach co najmniej dwa razy wyskoczyć pod namioty. Z moją przyjaciółką – 10 nocy – i z koleżanką – jakiś weekend w lipcu/sierpniu.

Korzystając z ostatnich suchych dni, rozłożyliśmy namiot z mężem. Wcześniej próbowaliśmy to zrobić w domu, ale zabrakło miejsca. Musiałabym salon opróżnić, aby zmieścić ten mamiot. Ma on 10m kw, więc więcej niż niektóre pokoje, które wynajmowałam na studiach. Rozkładaliśmy go z zegarkiem w ręku, aby zobaczyć ile to zajmie. W niecałe 10 minut można go złożyć i rozłożyć. Sypialnie są komfortowo duże, a przedsionek przestronny i z możliwością wietrzenia, więc będzie gdzie się schować w słoneczne wieczory.

Wstawiliśmy też rower, aby zobaczyć, czy jest taka opcja podczas podróży. Jest to powód, dla którego właśnie wybraliśmy ten mamiot. Będzie można ładować rowery w deszczu. W przeciwnym wypadku musielibyśmy demontować baterie i zostawić rowery z odsłoniętą elektroniką w deszczu. Możliwe, że nic by się im nie stało – w końcu to rowery i używa się ich na zewnątrz, ale z drugiej strony… wystarczy mieć pecha raz. A to są zabawki warte 5 tys euro i wolałabym nie musieć wzywać pomocy drogowej i odwoływać całej wycieczki po jednym pechowym zdarzeniu. lepiej dmuchać na zimne, a zarówno ciężki namiot z przedsionkiem, jak i lekki namiot z jedną sypialnią, kosztowały tyle samo – 250 euro.

Dni mijają mi bez sportu. Wracam do domu równie przygnębiona jak siedzę w pracy. Czuję, że mój stan psychiczny jest na granicy możliwości. Szukałam informacji o nagłej pomocy psychicznej w okolicy, ale gógiel jedynie wywala mi zamknięcie w szpitalu psychiatrycznym, a nie tego mi trzeba. Spotkanie z moim psychologiem mam w piątek i muszę się ogarnąć i wziąć sprawy w swoje ręce, bo nie może być jak jest. Za długo to trwa. Czuję, że tracę kontrolę nad moim życiem. Ma to wpływ też na moje relacje z Ukochanym, a to jest moja ostoja, nie mogę tego zniszczyć. W końcu człowiek ma tylko określoną ilosć cierpliwości do innych ludzi i jemu ta cierpliwość może się skończyć.

W sobotę była piękna pogoda, więc wzięłam rower, jadąc na pedicure.

Wstąpiłam do Aktiona po inne farby do malowania. Znalazłam też nowy kieliszek do wina. Od czasu studiów miałam jeden kieliszek, z którym przeprowadzałam się chyba 10 razy. Zawsze miałam masę tobołów, pościele, plecak z ubraniami i walizkę w ręku, a w torebce luzem na wierzchu leżał mój kieliszek. Przetrwał wszystko, ale nie przetrwał jednego cyklu w zmywarce. Mamy kieliszki do wina, których używamy wspólnie, ale ja zawsze miałam jeszcze swój kieliszek do moich „me time-ów”. Kiedy robiłam sobie paznokcie, lubiłam popijać wino. Kiedy siedziałam w ogrodzie z książką, popijałam sobie radlera. A teraz jak sobie idę pomalować, to sączę sobie wino. Dostałam od koleżanki wino musujące, więc wypróbowałam kieliszek i sprawdza się w sam raz. Kieliszek ten jak większość rzeczy, które kupuję pod siebie, jest dziwny, brzydki i tak nietypowy, że mi się spodobal. Do tego był śmiesznie dani, bo kosztował całe 2 euro. Aż dziwne, że nie jest plastikowy.

Mimo wycięcia kolejnych tulipanów do wazonu, nadal jest dużo kwiatów w ogrodzie. Myślę, że jeszcze tydzień lub maksymalnie dwa będą kwitły. Zaczęły się pojawiać późne, bardzo ciemne fioletowe kwiaty. Lilie jeszcze nie mają pąków, ale są coraz bardziej okazałe.

W szklarni zaś następuje zmiana warty. Rzodkiewki pomału już wyjadamy, a fasolka i truskawki wyglądają coraz okazalej. Jeszcze trochę i fasolka trafi na zewnątrz. Chciałabym najbardziej, aby alstomerie szybciej się rozwijały.

Niestety ale chyba jednak dalie, które wkopałam pod szklarnię jednak nie żyją. Miałam nadzieję, że będzie można je odratować, ale chyba trafił je szlag.

  • Serenely

    Serenely

    9 maja 2023, 04:52

    Niezliczona ilość razy - od harcerstwa w dzieciństwie, poprzez nastolatkowe wakacje w Dębkach, do wyjazdów do Skandynawii z przyjaciółka czy rodzina. Stacjonarnie i w opcji „co dwie noce zmiana miejsca”. Może w tym roku spróbuje znaleźć jakiś fajny tzw. glamping, ale to już nieco inna rozrywka ;-) Nigdy natomiast nie podróżowałam na rowerze.

  • aska1277

    aska1277

    8 maja 2023, 19:56

    Nigdy nie spałam pod namiotem ;) nie miałam okazji, ale to nie moje klimaty ;) Dlatego zawsze podziwiam takie osoby.

  • Alicja19722

    Alicja19722

    8 maja 2023, 18:22

    Pierwszy raz nocowałam w namiocie w ogrodzie dziadków, później był wyjazd z rodzina na Mazury tez pod namiot, później już wyjazdy z przyczepa campingowa a teraz to już francuski piesek się zrobiłam i cenie własna łazienkę. Ale mój mąż wraca wspomnieniami zawsze do jakiejś „męskiej” wyprawy z czasów gdy miał naście lat i nocował w namiocie gdzieś w Bieszczadach, z dała od cywilizacji i miał ten komfort, ze mógł wystawić głowę z namiotu i zasypiać patrząc w gwiazdy. Taki romantyk.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 maja 2023, 20:18

      Zdarza się jeszcze mężowi wyjechać tak z kumplami? Ja jego romantyzm w pełni rozumiem.

    • Alicja19722

      Alicja19722

      8 maja 2023, 21:18

      Już nie - jego rocznik praktycznie rozjechał się po świecie i stracili kontakt

  • LinuxS

    LinuxS

    8 maja 2023, 18:13

    W czasach podstawowki i zaraz po, na obozach harcerskich. Glownie wielkie namioty wojskowe. Klimat fajny, ale liczyly sie inne rzeczy niz wygoda. Do dzis pamietam, ze juz wtedy lozka mi nie pasowaly, to bylo zimno to goraco itd. Pare razy w malym namiocie. Jednak nigdy to nie byly typowo moje klimaty. Dzis zrobilam sie na tyle wygodna, ze jak nie ma pokoju w hotelu min 4 gwiazdkowym, ze wszelkimi wygodami, to nawet nie ruszam w droge ;-)

    • LinuxS

      LinuxS

      8 maja 2023, 18:15

      I najbardziej zawsze przeszkadzal mi brak dostepu do toalet i prysznicy. Tzn zawsze byly, ale publiczne. To chyba najwiekszy minus od zawsze.

  • Krummel

    Krummel

    8 maja 2023, 17:10

    Pod namiotem spałam raz, w podstawówce. Z jakieś 10 lat temu, bez.problemu dałabym się namówić na kolejne namiotowa nie. Nie strasznie mi było sypianie na budowach, w ruinach. Teraz zrobiłam się zbyt wygodna.

  • Berchen

    Berchen

    8 maja 2023, 16:51

    ja bylam w szkole sredniej na obozach harcerskich , zawsze trzy tygodnie w Bieszczadach. Bylo pieknie, ale namioty to byly wojskowe, duze. Zebym miala sama to wszystko taszczyc, rozkladac itd to jednak nie moja bajka.

  • karlsdatter

    karlsdatter

    8 maja 2023, 13:04

    Pewnie, że tak! Harcerstwo, spływ kajakowy, Woodstock i kilka innych metalowych festiwali, góry z niemowlakiem. Nie odrzucam ofert wygodnych hoteli, ale cała ta otoczka - ognisko, obiad z kuchenki gazowej, niebo nocą i najlepiej brak ludzi w pobliżu to są wakacje które najlepiej się pamięta.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 maja 2023, 13:56

      Szkoda ze nie a nie uświadczymy. W czerwcu w nl zaczyna się ściemniać koło 23. Będziemy już dawno spać. 🤣

  • krolowamargot

    krolowamargot

    8 maja 2023, 12:43

    Byłam pod namiotem jeden raz w życiu. Mam kiepskie wspomnienia z wakacji na Mazurach, gdzie po 3 dniach obozu rodzice mnie zwyczajnie musieli zabrać do domu. I nigdy więcej. Ja jestem team ciepło i sucho, dach, czysta pościel, wygodne łóżko i prywatna łazienka.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 maja 2023, 12:49

      To też jest częścią tego experience. Kiedy wracasz do domu i masz swój prysznic, swoje łóżko, swoje jedzenie takie jakie lubisz... 😍 Ale rozumiem. Mój mąż póki co też nie jest fanem opuszczania wygód.

    • krolowamargot

      krolowamargot

      8 maja 2023, 13:44

      Mój mąż to w ogóle jedyny namiot jaki zna, to taki ogrodowy, pod którym się jada, jak jest gorąco. Dla niego niedogodnością jest spanie na jachcie, ale to akceptuje. On nawet airbnb nie bardzo, chyba, że ma ono standard dobrego hotelu. Taki typ, ma być przede wszystkim wygodnie.

  • Użytkownik4761420

    Użytkownik4761420

    8 maja 2023, 10:31

    Są zdjęcia z mojego pierwszego spływu kajakowego, nocowaliśmy oczywiście pod namiotami - miałam rok. Syna zabrałam pod namiot, gdy miał 10 miesięcy. Ostatnio jeździmy rzadziej, mężowi znudziło się ciągniecie ze sobą wszystkiego (materace, spiwory, czajnik, kuchenka, gary i tak dalej).

  • equsica

    equsica

    8 maja 2023, 09:49

    Uwielbiam jeździć pod namiot ;) swojego czasu rok w rok jezdzilam z koleżanką do Chałup na Hel na pola namiotowe ;)

  • barbra1976

    barbra1976

    8 maja 2023, 08:27

    Wiele razy, uwielbiam, za młodu bardzo często. Ostatnio z koleżanką na pogórzu na jedną noc.

    • barbra1976

      barbra1976

      8 maja 2023, 08:28

      Nie jest brzydki ten kieliszek.

    • barbra1976

      barbra1976

      8 maja 2023, 08:30

      Boski namiot.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 maja 2023, 08:37

      Dzięki. Ile miałaś lat, jak namiotowalas po raz pierwszy?

    • barbra1976

      barbra1976

      8 maja 2023, 09:06

      Na podwórku chyba 8.