Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Rowerami po drugiej stronie jeziora


Kiedyś pisałam na swoim blogu o jeziorze Ijsselmeer. Jest to basen wodny powstały w wyniku zamknięcia tam i wypompowania wody z Morza Południowego. Ijsselmeer choć później odcięte tamą Houtribdijk, które podzieliło morze Południowe na dodatkowo Markermeer jest prawie 10x większe od jeziora Śniardwy w Polsce. Dzięki tej inwestycji Holendrzy mogli osuszyć kolejne żyzne tereny pod uprawy. Wyspy takie jak Urk stały się częścią stałego lądu, a wioski rybackie nagle są otoczone polami. Sam Afsluitdijk, czyli tama zamykająca jezioro, ma 32 km. A za nią jest inny świat - Fryzja. Kraina rolników. koni fryzyjskich oraz dumnych Fryzów mówiących językiem fryzyjskim.  

Flaga Fryzji zawiera białe i akwamarynowe pasy z "serduszkami" lub "krowimi kopytami" jak sądziłam wcześniej, a jak się okazało - liśćmi grążela żółtego. grążel rośnie także w Polsce - na przykład na Smukale w Bydgoszczy [jakby ktoś lubił chodzić po moczarach i lasach]. 

Korzystając z bagażnika rowerowego - wzięliśmy rowery na przejażdżkę. Mąż ustalił trasę rowerową po miasteczkach i wioskach we Friesland i ruszyliśmy w sobotę rano, aby być w domu przed popołudniowym spieczeniem. Tego dnia było 28 stopni, co jak na brak lata w NL - jest naprawdę wysoką temperaturą - z reguły jest 17. 

Na miejscu, gdy rozpakowywałam rowery, zorientowałam się, że zdjęty na czas podróży komputer mojego roweru elektrycznego, został w domu! Opisywałam to tutaj wiele razy, ale wciąż trafiam na mit, że elektryki jadą same i nie da się zmęczyć jadąc takim rowerem - gówno prawda. Elektryk to rower z baterią i silnikiem, który aby jechał nadal wymaga pedałowania i wkładania siły. Silnik po prostu wspomaga jazdę, dzięki czemu wiatr czy podjazdy nie są tak trudne. To jakby mieć dodatkową super przerzutkę. Silnik znajduje się w korbie roweru, dokłada moc w zależności od modelu i celu użytkowania albo na przednią, tylną piastę lub w korbie. Mój dokłada moc w korbie, bo to rower trekkingowy, choć używam go jako leisure. Rower, aby jechać wymaga baterii i komputera sterującego wszystkim. 

I co teraz, jak nie ma komputera? Ano niewiele - eBike stał się po prostu zwykłym rowerem. Nie byłoby w tym tragedii gdyby nie jeden mankament - masa roweru. Taki rower waży 30 kilo. Wprowadzenie go przez próg do bijkeuken gdzie stoi, wymaga małego rozpędu. Podprowadzanie go pod górkę wygląda jak pchanie słonia, który nie chce iść. Taki rower to zwyczajnie ciężka krowa. 

Byliśmy 60 km od domu i mieliśmy 3 opcje. Spakować rowery i wrócić do domu [za czym obstawał Ukochany], jechać po komputer i wrócić i zrobić trasę [co ja chciałam zrobić] albo jechać dalej jakby się nic nie stało [co też wydawało się wtedy dobrym pomysłem]. Po negocjacjach wybrałam opcję numer 3 i niezupełnie szczęśliwego męża zabrałam ze sobą.  

Baterię i ładowarkę zostawiłam w samochodzie - sama bateria to extra 5kg, a bez komputerka jest bezużyteczna. Dokłada tylko wagi. Po drodze przypomniało mi się jednak, że znajomek ukradziono taki komputerek. Po prostu kupiła nowy. Podjechałam więc do sklepu rowerowego z zapytaniem, czy mają komputery Boscha i mogłam takowy kupić. 128 euro poszło się... bo jestem zapominalska, ale kupiłam rower. Mąż zaś zgłosił się na ochotnika, aby jechać do auta po baterię i ładowarkę.  

Czekałam, siedząc nad kanałem, i patrzyłam na ruch na wodzie. Nagle, w ten pierwszy weekend wakacji północnych prowincji, a przy okazji słoneczny i ciepły dzień, wszyscy ruszyli na łódki. Holendrzy lubią swoje łodzie - jak nie malutkie motoróweczki, po kilkupiętrowe łodzie. Nadal niektórzy pływają zabytkowymi żaglówkami w stylu kampanii wschodnioindyjskiej, ale też zdarzają się nowoczesne żaglówki. 

Siedziałam i piekłam się na słońcu jakieś 30 minut zanim mąż obrócił dystans do auta i z powrotem. Przed nami było jeszcze kilka godzin na tym słońcu. Na szczęście mamy zwyczaj grubo się smarować, więc nie było problemu. 

Jechaliśmy jak zawsze wzdłuż tras prowadzonych punktami - węzłami rowerowymi. Z doświadczenia wiem, że te drogi, choć nie prowadzą linią prostą od A do Z, są najpiękniejsze i warto nimi jeździć. Są to szlaki typowo turystyczne, dzięki którym można zobaczyć takie kawałki kraju, których normalnie się nie ogląda - bo nie ma tam ani dróg, ani ważnych węzłów komunikacyjnych. Tylko rower. Jeśli prowadzą przez miejscowości - będzie to najlepsza trasa do ich zwiedzania - na przykład w Makkum. 

Na znaku poniżej widać na przykład, że punkt 4 znajduje się zarówno na trasie Zuiderzee jak i Elfsteden! Chciałabym przejechać trasę Elfsteden, a tą pierwszą mam już zjechaną. Elfsteden, czyli 11 miast, to trasa wyścigu łyżwiarskiego, który kiedyś odbywał się niemal co roku, a obecnie kryzys klimatyczny sprawia, że nie można zorganizować tego wyścigu. Dlaczego? Bo to wyścig łyżwiarski po kanałach między 11 miastami Fryzji. Ostatni taki wyścig był możliwy w 1997 roku, kiedy wygrał Henk Angenent z czasem 6 godz 49 minut! Jest to czas dwukrotnie krótszy niż osiągnięty w 1909 roku przez zwycięzcę Minne Hoekstra.

Później - z komputerem i baterią - mogliśmy wrócić do kontynuowania naszej trasy. Przez 3 kolejne godziny pedałowaliśmy z przerwami na zdjęcia i obiad. Pełna bateria dała mi zasięg 119 km w warunkach bezwietrznej pogody i jazdy po płaskim. Ale wiadomo - to tak jak z samochodem elektrycznym - jazda pod górkę, pod wiatr, z obciążeniem, przyspieszanie i hamowanie - wszystko skraca zasięg. 

Po drodze wjechaliśmy do wsi Oudega, gdzie trwał uliczny festowal. Domy we wsi były udekorowane na reklamy telewizyjne oraz filmy kinowe. I tak widzieliśmy reklamę posypki czekoladowej na chleb [śniadanie holendrów], proszku do prania, marketu budowlanego, seriwsu wakacyjnego i innych. Spotkałam też mojego bohatera z dzieciństwa - Obelixa. 

Później, w Heeg, poszliśmy na obiad. Dla ochłody siedzieliśmy w cieniu i piliśmy piwo - mąż bezalkoholowe, bo był naszym wyznaczonym kierowcą tego dnia. W Holandii picie i jazda na rowerze nie jest legalna, ale nie traci się w ten sposób prawa jazdy. Dodając do tego, ze Holendrzy średnio więcej jeżdżą rowerem niż chodzą pieszo -  kiedy spotykasz się ze znajomymi na piwo - to po prostu bierzesz rower a nie samochód. Zatem rower jest powszechnie uznanym środkiem transportu, gdy się pije alkohol, bo jest to alternatywa dla samochodu. Znam wiele osób, które miały po pijaku upadki z roweru - sama raz spadłam wracając z pracowniczej imprezy. Nic zaszczytnego, ale dla mnie wtedy oraz dla wielu to albo rower albo siedzenie w domu. [W Holandii nie ma kultury robienia domówek - od picia są kroeg-y i cafe]. A piszę o tym piwie - ponieważ bardzo pragnę polecić to piwo bezalkoholowe ze zdjęcia. Było naprawdę pyszne.

Mąż posilił się fish and chips, a ja wzięłam wegetariańskiego hamburgera. Czasami zamawiam dania wege, kiedy jestem ciekawa bardziej jak smakują niż mam ciągoty na mięso. A trafiam ostatnio na naprawdę pyszne roślinne burgery. Lubię jeść wege, ale rzadko jadam vegan. Vegan to dla mnie żywność wysokoprzetworzona w większości przypadków. 

Restauracja, w której byliśmy znajdowała się nad brzegiem kanału. Niektórzy klienci przypływali więc na obiad łódkami. Kiedy tam siedzieliśmy przypłynęły dwie takie łodzie. Mniejsza - na zdjęciu - i większa z chyba 6 osób. 

Dalsza trasa prowadziła momentami przez bardzo wąskie ścieżki, omijające farmy i drogi dla samochodów.

Aby przejść na drugą stronę tych torów, trzeba zejść pod nie, poniżej poziomu wody!

Później trafiliśmy na camping, który miał specjalną łączkę z zabytkowymi przyczepami i kamperami. Oraz chyba kurnikiem?

Cała trasa wyniosła niespełna 10 km bez baterii i ponad 50 km jazdy elektrykiem. Widzieliśmy naprawdę piękne tereny zielone, łąki, jeziora, kanały, wioski oraz rezerwaty dla ptaków wodnych. Słońce paliło cała drogę, ale na rowerze czuje się to mniej, bo dochodzi pęd powietrza oraz wiatr. Nie spaliliśmy się, a do domu dotarliśmy z obitymi siedzeniami oraz zmęczonymi nogami. Mnie dodatkowo bolał potem nadgarstek dwa dni - ale to już chyba mi tak zostanie. Warto było nie zawracać do domu i zjechać tą trasę. Wiem, że bez wspomagania nie dałabym rady - ale wiem też, że na zwykłym rowerze robiłam większe dystanse. Bawiliśmy się świetnie - można uznać, że kolejna przygoda zaliczona. 

Jako bonus dam poniższe zdjęcie. Tak bawią się Ukraińskie dzieci w Holandii. Moje prywatne zdanie jest takie - że rodzice nie mają mózgów. Zaś prawo holenderskie zabrania posiadania tego typu wyposażenia - także u dzieci. 

  • KochamSiebie2020

    KochamSiebie2020

    1 sierpnia 2024, 11:09

    To wszystko co tu opisujesz mogłabyś zebrać i wydać książkę o Holandii. Poszukaj jakiegoś wydawnictwa turystycznego.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      1 sierpnia 2024, 11:15

      10 min kombinowałam, jak obejść nowy layout, aby móc ci odpisać. Wątpię abym miała lata cierpliwości, aby napisać i wydać książkę ;) Ale generalnie czasem taki pomysł mnie kusił ;)

  • Julka19602

    Julka19602

    27 lipca 2024, 15:35

    Świetna wycieczka. Piękne okolice i miasteczko. Mam pytanie wiem że pracujesz w kwiatach / jeśli nie pomyliłam osoby/. Jak się to robi że koreanki takie margerytki mają różne kolory nawet niebieski?

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      27 lipca 2024, 16:26

      Wzdłuż łodygi idą wiązki przewodzące. Niektóre widać gołym okiem, jak na przykład begonii. Jeśli na tniesz lodyge wzdłuż, kiedy kwiat jest mało rozwinięty i każdy koniec z jedną wiązką przewodzącą włożysz do innego pojemniczka z barwnikiem, to wiązka przeniesie ten kolor w górę do kwiata. Ten zaś wypełni wszystkie komórki wodą z barwnikiem. Im więcej zastosujesz pojemniczków i kolorów tym ładniejsza tęcza ci wyjdzie. Jeśli zaś cała lodyge włożysz do jednego barwnika, np nie ieskiego to kwiat będzie niebieski. Dla lepszego efektu używa się kwiatów, które naturalnie są bardzo jasne lub białe.

    • Julka19602

      Julka19602

      27 lipca 2024, 17:58

      Dziękuję za wyjaśnienie :)))

  • Milly40

    Milly40

    27 lipca 2024, 14:43

    A czemu twierdzisz że są to dzieci ukraińskie?

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      27 lipca 2024, 16:21

      Bo yszalam je oraz chodziły przy zabudowania h dla uchodźców, które widać w tle. Ale przede wszystkim darły się do trzeciego dzieciaka w jednym z tych mieszkań, po ukraińsku. Myślisz, że pisałabym, gdybym nie wiedziała? Po co miałabym zmyślać?

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      27 lipca 2024, 16:27

      Słyszałam* Zabudowaniach*

    • Milly40

      Milly40

      27 lipca 2024, 16:53

      Nie napisałam ze zmyślasz, zadałam pytanie. Więc tak po pierwsze zabawy pistoletami są na wschodzie w tym Polsce dość popularne. Tydzień temu na forum bardzo wypasionego osiedla gdzie mieszka moj syn odbyła się dyskusja na temat chlopca który na placu zabaw z taką repliką występuje i w dyskusji polowa rodziców była oburzona, ale połowa nie widziała w tym niczego złego i zwrócenie uwagi przez jednego z rodziców (bo od tego sie zaczęlo) uwazała za niezasadne. Dwa ja pracuję z dziecmi uchodzcami od lat, nie tylko Ukraincami, ale i Syryjczykami, bylam też na granicy polsko-ukraińskiej w punkcie recepcyjnym gdzie opuekowalismy się takimi dziećmi. Przeszlam szkolenie z zachowań dzieci po traumach wojennych. Zabawa w wojnę jest typowym syndromem PS

    • Milly40

      Milly40

      27 lipca 2024, 16:57

      Coś ucięło. PTSD. Inne to samookaleczanie się, agresja ale też i wycofanie. Nie krytykowałabym bo nie wiemy jaka jest sytuacja tych dzieci, może psycholog zalecił rodzicom aby przez jakis czas taka zabawe dzieci mogły mieć, bo zwyczajnie moze im to pomóc w rozładowaniu emocji. Praca z takimi dziećmi jest bardzo trudna, a kazde dziecko nawet np jesli to sa bracia reaguje zupelnie inaczej (mam taką sytuację).

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      27 lipca 2024, 22:39

      Zastanawiałam się między innymi, o czym się przy tych dzieciach rozmawia. My jako dorośli słyszymy od Ukrainek równe historie związane z ich rodzinami w kraju. Niedawno zginął na wojnie syn koleżanki. Wiem, że nie mają lekko, ale mam też nadzieję, że nie przeniosą swoich problemów społecznych tutaj i nie zaburza poczucia bezpieczeństwa jakie tu jest.

  • Krummel

    Krummel

    27 lipca 2024, 13:34

    Co do zdjęcia na samym dole wpisu: w "naszych" czasach bawiliśmy się podobnie, braliśmy nawet jeńców wojennych, tylko dostepu do sprzętu i odpowiednich ubrań nie było, więc nasz ekwipunek to były ortalionowe dresy i znalezione kije.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      27 lipca 2024, 16:23

      Strzelaliśmy patykami. Natomiast taki sprzęt nkrmalizuje jeszcze bardziej przemoc. Kiedyś bawiąc się plastikowym pomarańczowym pistoletem, nadal byś pewnie zawahała się gdybyś dostała prawdziwy do ręki. A co jeśli ktoś kto biega z takimi replika i od małego, później blokady takiej nie ma? No prawdziwa broń wygląda, leży w ręku i zachowuje się tak samo, więc również i pociągnięcie za spust może być bez second thought? Dlatego pewnie wszelkiego typu repliki oraz przedmioty ludzaco przypominające broń, są nielegalne w holandii.