Dzien 13 to też nasz ostatni szlak na wyspie. Myślę, że zostało jeszcze kilka do schodzenia plus chodzenie freestyle między wioskami I polami. Ale na ten rok mamy dość chodzenia offroad. Plan wykonany z satysfakcją.
Śniadanie to lokalne sery, pieczywo i kasa. Kubki wozimy swoje. Dostaliśmy je od mojej przyjaciółki w prezencie ślubnym i są z nami podczas każdej rocznicy ślubu.
Na szlak uderzyliśmy dość późno. Google mówiło, że jest tam pełno ludzi i faktycznie. Było tłoczno bo to jeden z najsłynniejszych szlaków na wyspie. Szlak numer 09. Prowadzi on dolina rzeki aż do wodospadu, w którego jeziorku można się kąpać. Woda jest lodowata, ale czysta i po takim wspinanie się wilgotnym lasem, przynosi orzeźwienie. Tego dnia było tak wilgotno, że moje włosy wyglądały jakbym wyszła z wanny. Całe moje ciało czuło się, jakbym za długo w wannie leżała. Później przyszedł deszcz i trochę się orzeźwiło.
Szlak był mało wymagający, ale śliski, dość strony na stronę momentami i zdecydowanie za wąski, aby się mijać z taką ilością ludzi. Był też zamieszkały przez kilka kurzych rodzin i wiecznie krzyczące na siebie koguty.
Dalej szlak prowadził przez opuszczona wioskę, która władze wyspy próbują reintrodukowac. Są tam domy na wynajem, ale nie da się do niej dojechać samochodem. Naprawdę jest to miejsce, gdzie można zapomnieć o świecie. Same azory to niski standard życia. Radio odbiera tu tylko w niektórych miejscach. Wczoraj kolejny samochód się dymił próbują hamować jadąc z góry. Życie tu jest ciężkie i pozbawione niektórych wygkd, które dla nas są oczywiste, jak np. zasięg telefonu komórkowego. Ale ludzie tu żyją i mają się raczej przeciętnie dobrze. Ta więc to jednak dla hardcore'ów jest.
Zeszliśmy w dół do Fajal de Terra. Jsst to ładna i niezbyt zasobna wioska. Daleko od wszystkiego. Jeszcze bardziej niebezpieczne serpentyny musieliśmy pokonać aby się tam dostać. Z niej pojechaliśmy do Povoação na obiad. Do domu wróciliśmy znów po zmroku.
Zjadłam pysznego tuńczyka i sernik z marakui. Wracając do domu natknelismy się na wschód pełni księżyca. Było magicznie. W domu padłam dość szybko. Od tygodnia próbujemy obejrzeć Pierścienie Władzy, ale meble są tu tak niewygodne, że nie daje rady usiedzieć więcej jak pół godziny...