Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Meandry psychiki i programy biologiczne


27-05-2016

1. Waga - 77,8 kg

2. Posiłki:

I śniadanie – kilka plasterków cienkiej, podsuszanej kiełbasy, kilka plasterków sera cheddar, ogórek konserwowy, kilka sztuk suszonych owoców (daktyle, śliwki, jabłka, morele), kawa, schłodzona ziołowo-owocowa herbata

II śniadanie – jogurt lub twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem

obiad – schab duszony, buraki, ziemniaki, woda mineralna

kolacja – kromka chleba, sałatka z pomidorów i cebuli, herbata ziołowo-owocowa.

---------------------------------------------------

Kilka dni mnie nie było, nie notowałam postępów, gdyż wciągnęły mnie obowiązki domowe, zawodowe i towarzyskie. Waga na poziomie 77,8 unormowała się, także chyba mogę ją odnotować na pasku wagi.

Z dietą było różnie, w środę pozwoliłam sobie na dwa bezglutenowe piwa z żurawiną i kilka ciastek z okazji wizyty znajomych (w poniedziałek i w środę). Z jednej strony poszalałam, z drugiej obcinałam kalorie przy innych posiłkach.

Ruchu miałam nieco mniej, ze względu na miesiączkę, choć spacery były, nawet i dwa razy dziennie, jak się dało.

Okazało się, że miałam za wysoko siodełko w rowerku stacjonarnym. Moje krótkie nóżki muskały jedynie pedały, gdy te podczas obrotu znajdowały się na dole, zamiast się na nich solidnie opierać! Oczywiście siodełko było zawieszone na najniższym poziomie ... Problem został rozwiązany poprzez wywiercenie dodatkowej dziurki w metalowej rurce. Komfort jazdy od razu się poprawił.

Zaczęłam się zagłębiać w meandry własnej psychiki, nie po raz pierwszy zresztą, hehehe, tylko że tym razem w celu zbadania przyczyn swojej nadwagi. Bo tak w ogólnym rozrachunku nigdy nie jadłam za dużo, nie kupowałam fast-foodów, posiłki zawsze domowe, mało tłuste, ruch w normie, czyli wcale nie mam go mniej niż moi szczupli znajomi, a w porównaniu z niektórymi ruszam się "częściej i gęściej". ;)

Przez wiele lat wagę miałam w normie, skoczyła dopiero po urodzeniu dziecka. Zaczęła się zwiększać w momencie gdy przestałam karmić piersią i jednocześnie wylądowałam w szpitalu, gdzie dostawałam dożylnie sterydy. Od tego momentu ... coś się poprzestawiało w moim ciele i nie mogę dojść z nim do ładu. Kilka lat po tym zdarzeniu byłam u lekarza z powodu anginy i wysokiej gorączki. Starsza pani doktor, przyjrzała mi się uważnie i ... zwróciła uwagę na mój nadmiar kilogramów. Powiedziała: "To nie jest normalna nadwaga, pani wygląda ... jak napompowana!". Przepisała mi lekarstwa i poprosiła, bym przyszła do niej po wyleczeniu anginy, to spróbujemy coś z tym zrobić. Anginę wyleczyłam, lecz do pani doktor nie poszłam, gdyż miałam na głowie pracę zawodową (etat), obowiązki domowe i dziecko chore na AZS. Nie miałam czasu na zajmowanie się sobą.

Potem zmieniłam miejsce zamieszkania oraz lekarza rodzinnego i ten temat został całkowicie zamknięty. Rzadko chorowałam, przychodnię rejonową odwiedziłam może ze dwa razy w przeciągu ośmiu lat. Przy tym, żaden z lekarzy nie poruszył już tematu mojej nadwagi, zajmowali się tymi problemami, z powodu których pojawiłam się u nich. Ja również nie pytałam czy mogliby mi coś doradzić w związku z tym, że jestem gruba.

Jakiś czas temu koleżanka podrzuciła mi linka do strony GNM. Obejrzałam dwa filmiki, poprzeglądałam artykuły i zaczęłam się zastanawiać nad sensem tego co tam znalazłam. Nie chcę się tu za bardzo rozpisywać w tym temacie, więc postaram się jak najkrócej.

Wg założeń GNM każda choroba ma swój początek w biologicznym konflikcie, który polega na tym, że daną osobę spotkało coś nieoczekiwanego, nagłego, coś co zaburzyło jej poczucie bezpieczeństwa oraz stworzyło sytuację, którą mózg odczytał jako zagrożenie. Aby ułatwić człowiekowi poradzenie sobie z tym wydarzeniem i ułatwić mu rozwiązanie konfliktu, mózg uruchamia specjalny biologiczny program, stworzony specjalnie dla tej sytuacji.

Wg GNM za nadwagę odpowiada biologiczny program cewki zbiorczej nerki, który uruchamia się w momencie gdy pojawi się konflikt poczucia bycia opuszczonym, wyizolowanym, pozostawionym samemu sobie. Ten konflikt bywa też nazywany konfliktem egzystencjalnym, gdyż może być doświadczany jako obawa o własne życie lub o środki do przeżycia (w przypadku utraty oszczędności, pracy, źródła utrzymania czy partnera który nam pomaga).

Ponoć cewki zbiorcze nerki wyposażone są w jeden z najstarszych programów ratunkowych z czasów, kiedy nasi przodkowie żyli w wodzie. W momencie, gdy dany osobnik został wyrzucony na brzeg oceanu, stawał oko w oko z sytuacją zagrażającą jego życiu. Groziło mu wyschnięcie i wygłodzenie (utrata białka wraz z moczem). Dlatego uruchamiał się program zatrzymania wody w organizmie, który polegał na namnażaniu się komórek cewek zbiorczych nerki i blokowaniu filtrów wydalniczych. W tym przypadku zatrzymywana była też kreatynina, którą nerki przerabiały na białko by zapewnić organizmowi składniki odżywcze.

Dlatego mówi się, że ten program uruchamia się wtedy, gdy czujemy się jak ryba bez wody, wyrzuceni na brzeg, pozbawieni pomocy z którejkolwiek strony. Stopień zatrzymania wody uwarunkowany jest intensywnością konfliktu. Odczuwanie tego (oraz każdego innego) konfliktu jest subiektywne, to znaczy uwarunkowane społecznie, kulturowo, poza tym determinują je takie czynniki jak nasza wiedza, oczekiwania, wyznawane wartości, przekonania i wierzenia. W związku z tym nie każdy zachoruje, nie każdy przytyje.

Zaczynamy chudnąć, gdy konflikt zostanie rozwiązany lub gdy odkryjemy co jest jego wyzwalaczem. Czasem samo wykrycie i uświadomienie sobie wyzwalacza wystarczy by zacząć chudnąć, czasem jednak trzeba zlikwidować przyczynę konfliktu. Jeśli jednak nie da się usunąć źródła problemu (bo często tak bywa) to pozostaje nam jedynie próba obniżenia jego rangi we własnym umyśle.

Po przejrzeniu tych materiałów nasuwają mi się na myśl słowa: wrażliwość i nadwrażliwość. To one powodują, że silniej odczuwamy problemy, które pojawiają się w ciągu życia. Realnie możemy sobie radzić z nimi bardzo dobrze, możemy być dzielni i odważni. Jedynie nasze ciało będzie odbierać je jako bardzo silny stres i będzie próbować jakoś temu stresowi zaradzić.

Teorię GNM przytaczam tu jako ciekawostkę, odnalezioną w trakcie moich osobistych poszukiwań, dotyczących przyczyn nadwagi.

W związku z nią nasuwa się jeszcze jedno pytanie: czy w takim razie można darować sobie wszystkie diety i ćwiczenia fizyczne? No, bo skoro przyczyną jest konflikt na poziomie biologicznym ...

Otóż nie, nie można. Wg GNM, na to jak poradzimy sobie z danym konfliktem ma wpływ forma w jakiej znajduje się nasze ciało. Dlatego należy bezwzględnie dbać o nie, a to oznacza, że od zdrowej odżywczej diety oraz codziennej dawki ruchu ... nie uciekniemy.

  • Elamela.gd

    Elamela.gd

    27 maja 2016, 18:58

    pozdrawiam serdecznie :)

    • Balonikowa

      Balonikowa

      30 maja 2016, 10:31

      Dziękuję, wzajemnie. :)

  • angelisia69

    angelisia69

    27 maja 2016, 14:37

    czyli mimo to i tak wszystko sprowadza sie do zdrowego jedzenia i ruchu.To jest jedyny klucz,i nieraz zdrowy tryb zycia moze pomoc nie tylko zdrowiu ale i psychice.Powiem ci ze niektorzy zwalaja swoja nadwage na geny,a z tego co czytalam w kilku artykulach to ze w 80% jestesmy odpowiedzialni za to jak wygladamy/bedziemy wygladac a reszta to tylko predyspozycje genetyczne. Pozdrawiam

    • Balonikowa

      Balonikowa

      30 maja 2016, 10:36

      Wg mnie ludzie maja różne predyspozycje fizyczne, genetyczne, psychiczne, czasem są obciążenia w postaci chorób. Jedni chudną szybciej, drudzy wolniej, ale to nie powód by nic z sobą nie robić. Dieta i ruch to podstawa, nawet jeśli nie mimo starań nie osiągnie się sylwetki modelki. Bo to nie chodzi tylko o wygląd, który często jest rzeczą względną, ale o zdrowie i sprawność. :)