Pisząc 'szczęśliwa 70" nie mam na myśli zbuntowanej emerytki ukrywającej się pod takim nikiem na czacie dla napalonych, pryszczatych nastolatków, nie jest to również nazwa restauracji serwującej dania o ujemnej kaloryczności. Jest to moja "szczęśliwa 70" moja waga umiłowana. Przylgnęła do mnie jak głupia ksywa z przedszkola, czepiła się jak rzep psiego ogona i nijak nie można się jej pozbyć. Nie szczęśliwa ona ale zaklęta!!! już 3 tydzień staję na wadze z nadzieją w sercu i niepewnością na twarzy i co?? NIC!! ja cież kręcę!!! Nie skaczę ze złości bo wagę popsuję i wychodzę z mocnym postanowieniem, że jeśli nic nie ruszy się w przyszłym tygodniu to sobie nie paznokcie ze stresu obgryzę ale zacznę podgryzać własne boczki ;) tylko kurczę to też tłuszczyk więc istnieje ryzyko że znowu wróci na swoje miejsce. :( tak źle i tak niedobrze.
elauts
19 października 2015, 22:15Fajnie się czyta. Masz lekkie pióro. Twoja radość jest motywacją dla mnie.
Blondynka94
14 października 2015, 22:00ważne, że nie przybywa ;p wagi tak mają, potrafią być wredne, ale spokojnie, za dzień czy dwa ruszy :0