Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
początki z dietą E. Dąbrowskiej


Weekend to moje początki z jedzeniem samych warzyw i to tych wybranych tylko(salatka). Kilka lat o tym myślałam, jak miałam problemy ze stawami, zachęcała mnie do niej lecząca mnie reumatolog. Kupiłam obydwie książki (książeczki właściwie) o tej diecie, przeczytałam wszystkie blogi, które mogłam znaleźć. I wymyśliłam sobie, że trzeba będzie na początku nie mieć energii, mieć za to bóle głowy i wszystkie stare kontuzje będą się odnawiać. I głód straszny(strach) trzeba będzie znosić.

Nic takiego nie nastąpiło, a mogło, bo:

sobota 10 km rower + godzina TBC z nową trenerką (zastępstwo)

Nowy instruktor to zawsze trochę inne ćwiczenia = większe wyzwanie + zakwasy. Widzę wyraźną zmianę w rodzaju instruktorów w moim klubie. Kiedyś to były chude i wyginające się nienaturalnie. Teraz jest kilku facetów (sporo facetów chodzi też na zajęcia typu sztangi albo interwały) i dziewczyny pięknie umięśnione z niesamowitą energią. Podoba mi się to:)

niedziela 12 km rower + godzina indoor cycling + godzina ogólnorozwojówki

Jak tak szaro za oknem, bardzo doceniam ekran z wizualizacja jazdy w super miejscach na całym świecie.