Nie mogę się coś ogarnąć po feriach. Zapominam brać papu na zajęcia i wracam do domu, czasem po 11 godzinach (korki, dojazdy, bzdety) ledwie żywa, i albo mam odkurzaczyka (trzymam się na tyle żeby nie wsysać niezdrowych rzeczy), albo muszę wmusić w siebie cokolwiek by być w stanie jakotako funkcjonować zanim się położę. W sumie najbardziej mi żal moich korkowiczów, bo po 16 już ledwo trybię. Muszę chyba wrzucic do plecaka jakieś cukierki na wypadek sklerozy połączonej z brakiem wolnej gotówki danego dnia, przynajmiej będzie awaryjne źródło cukru żeby mózg miał na czym pracować.
Kilka z was wspomniało o metodzie kartkowania. Chyba sobie to zmodyfikuję. Na zielono będę zaznaczać posiłki, żebym ich nie mijała, a na czerwono 10 powtórzeń dowolnego ćwiczenia ( nie tylko brzuszki-inne partie ciała też wymagają pracy) lub 20 minut marszu.
julka945
16 lutego 2012, 13:56powodzenia z kartkami ;) 3m sie ;>
czocharowa
15 lutego 2012, 22:06najlepiej by bylo po powrocie sie nie nawpierdzielac za wszystkie czasy ;) powodzenia ;))