Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
kiedy to minęło?!?!?!


ledwo się obejrzałam, ledwo co zeszłam z sylwestrowego parkietu a tu BACH- już 11!!!!! kiedy to? jak to?

Z nadejściem nowego roku padł mi samochód i laptop... całe szczęście zakończyło się na naładowaniu akumulatora i zakupieniu nowego zasilacza do komputera. Kolejne super wydarzenie - wyprzedaże, spodnie, w których wyglądam jak baleron- w najlepszym wypadku bo w standardzie to się z nich wylewam albo po prostu się nie wciskam i wszystko w rozmiarach 36-40, czytaj: dla mnie "niewciskalnych". Aaa i kolega po kilku tygodniach przerwy przywitał mnie słowami- ale cie się przytyło. No, no, nie trzeba mi przypominać ;p tylko cholera, przecież miało być w drugą stronę.

Ot takie noworoczne przygody miałam.

Ale też spacerowałam i poznawałam nowe smaki zielonej herbatki w mojej ulubionej jak na razie kawiarni (jaśminowa podbiła moje serce), odnowiłam znajomość z orbitrekiem, wyposażyłam mieszkanie w nowe świece i pobujałam się na wczorajszym koncercie WOŚP...

Bilans nie jest zły :) ale ma być lepszy, no w końcu musi.... bo poza złośliwością rzeczy martwych to przykrości nadal są konsekwencją słoniny, którą sobie na sobie hoduje. A przecież dążę do tego by to zmienić. Chyba czas najwyższy wrócić do romansu z basenem.