Początek diety to trudny czas, pełny smutku, złości i łez. Pamiętam, jak pełna motywacji zgłosiłam się do centrum dietetyki, szukając pomocy w pozbyciu się moich największych wrogów - dodatkowych kilogramów. Z początku było nawet zabawnie. Uporządkowany plan dnia, jedzenie co trzy godziny, pięć razy w ciągu dnia począwszy o dziewiątej rano. Wielkim zaskoczeniem był fakt, iż nie musiałam przestać jeść o godzinie osiemnastej, a spokojnie mogłam mieć kolację o dwudziestej pierwszej . Przestało być fajnie w drugim - trzecim tygodniu, kiedy efektów nie było jeszcze za wiele widać, a to one powodują ciągle napędzający się mechanizm motywacji. Jedyne o czym myślałam, to kiedy coś zjem. Pojawiała się ochota na rzeczy, których nie jadłam (fast foody : ) czekolada śniła mi się po nocach...Każdy skrawek mojego ciała odmawiał posłuszeństwa...
Jednak, gdy teraz wspominam ten czas mając prawie 10 kilogramów mniej dochodzę do wniosku, iż było warto