niewielki spadek, 77,5 zaledwie. po trzech dniach prawie niejedzenia lichutko.
Miałam nadzieję, że przez moje gardziołko chorutkie zalicze więcej na minusie. ale cóż...
jakoś tak stoję i stoję w miejscu. Ćwiczę, deptam i psinco.
kiedyż ta waga się ruszy zardzewiała?
Nastrój nadal mam smutaśny, jak to niewiele trzeba...
dobra już nie piszę nic, bo się znów rozkleję, słucham sobie RMF tylko, nie oglądam telewizji, bo dzisiaj aż oczy mam spuchnięte od wczorajszego lania łez...
spokojnego poniedziałku kochane.
paskudztwoo
13 kwietnia 2010, 07:04pozdrawiam
lusiaczeek
12 kwietnia 2010, 15:23nie ma co zazdrościć tobie też się uda!! chcieć znaczy móc!! :) nie płacz kochana,czasu nie cofniemy :( trzymam za Ciebie kciuki buziaczki :*;*
martita.szczecin
12 kwietnia 2010, 12:14spoko ruszy sie:P dogonisz mnie:D
gruba1977
12 kwietnia 2010, 11:46najgorsze ze mąż zauważył moje lenistwo buuuuuuuuuu
otoja1981
12 kwietnia 2010, 11:38zobaczysz....a jutro znowu wyjdzie sloneczko..! Przesylam duzego buziaka!
penelopaa
12 kwietnia 2010, 11:13acha to super, ja akurat nie znosze stepera:P a ja pracuje w domu zazwyczaj więc jak chce to odpoczywam ale teraz terminy mnie gonią więc nie ma zmiłuj :P
penelopaa
12 kwietnia 2010, 10:58a ćwiczysz?? nic nie wspomniałaś, cwiczenia bardzo przyśpieszają spadek wagi:)