Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
2/102


Hej!


Wczorajszy dzień dobrze. No i zjadłam w nocy kilka delicji. Nie wiem ile, bo nie pamiętam, ale jak się obudziłam to leżało opakowanie. Chyba z 5 jakoś było wcześniej. Kur...

To i tak mało, w porównaniu z tym, co żarłam wcześniej.

Śniły mi się cornflakesy na mleku, więc chyba je też CHCIAŁAM zjeść. Ale może mi się udało powstrzymać?

Nie wiem... Nie znam na to odpowiedzi.



Bieganko wczoraj było, z czego jestem mega zadowolona. Co prawda uważam, że powinnam więcej ćwiczyć, ale wczoraj siedziałam od 11 do 20!!! przepisując zeszyt i bardzo zależało mi, żeby go skończyć. Swoją drogą trochę ich fantazja poniosła, żeby tyle dawać na jednym wykładzie. Zabrakło mi zeszytu aż.


Dzisiaj udało mi się wstać o 8! Na szczęście. Poszłam spać o 21. 

Zważyłam się. Równe 100 kg, spadek od wczoraj 0,3 kg.

Zrobiłam śniadanie. 

Od razu zaczęłam pisać zaległe wykłady. Pisałam od 9 do 16. Przepisane wszystko. Super. Teraz muszę tylko sobie załatwić zagadnienia i materiały na przechowywanie żywności oraz materiały na technologię żywienia. 

Chciałam sobie poćwiczyć w domu, ale tak mnie spanie złapało, że nie wiem. Może dzisiaj sobie zrobię kilka serii swojego treningu, np. brzuszki, pompki, przysiady... Nie wiem...

Póki co to nie chce mi się w ogóle ćwiczyć na razie. Spać mi się chce, bo wypiłam dzisiaj (i wczoraj) tylko jedną kawę, bo postanowiłam sobie ją ograniczyć (piłam 4 dziennie, oczywiście prawdziwe, bez mleka i bez cukru).

Mam nadzieję, że jak zacznę jeść zdrowo już tak na dobre to i zacznę dużo ćwiczyć, a nie tak jak teraz, minimum 30 minut. Tylko.

Jak poćwiczę to może załatwię sobie tą technologię. Jak nie zdążę to się tylko ogarnę i na 20:00 jadę na zumbę. 


Jedzonko dzisiaj nie regularnie, bo zjadłam śniadanie i 2 śniadanie git, obiad 10 min wcześniej niż powinnam, a podwieczorek w ogóle po półtorej godziny dlatego, że obliczyłam sobie, że powinnam zjeść kolację koło 19, bo jadę na tą zumbę i po zumbie raczej nie będę jadła, bo planuję iść spać od razu.


Jutro idę do pracy na 10 h... Tu mam misję, bo nie wiem co zrobić z jedzeniem. Ale wydaje mi się, że sobie po prostu kanapki zrobię i tyle, nie będę udziwniać. Po prostu ma być zdrowo.  


JADŁOSPIS


Śniadanie 8:35

mniej o jedną kanapkę niż wczoraj


II śniadanie 11:35

2 jabłka

yerba mate (do obiadu aż pite było)

kwas ALA


Obiad 14:25

reszta wczorajszego spaghetti (posoliłam szczyptę małą plus podsmażyłam na łyżce oleju, wydawało mi się tłuste)

maleńki kawałek piersi duszonej

surówka z kapusty białej z marchewką i ogórkiem

Podwieczorek 16:00

kefir

2 rodzaje "ciasta", które zrobiła mama:

na górze bananowy bezglutenowy (na mące ryżowej) "chlebek" z polewą czekoladową (chyba gorzka)

na dole też z mąki ryżowej, z bananami i wiórkami kokosowymi "chyba też chlebek"

-małe kawałki do spróbowania-


*drożdże i skrzypokrzywa*


Kolacja 19:00

serek wiejski z rzodkiewką, ogórkiem, pomidorkami koktajlowymi i papryką czerwoną i zieloną

2 tosty (jak wczoraj)


Muszę jeść więcej warzyw. Tylko kurcze aż mnie serce boli jak widzę ile wszystko kosztuje...




AKTYWNOŚĆ

60 min zumby

???