Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zmian jak nie ma, tak nie ma


Dzień 12. Waga ani drgnie. Od tygodnia wskazuje to samo. Zastanawiam się, czy wszystko jest z nia w porządku, bo ni mniej, ni więcej...cały czas 67,9. Od tygodnia???

Odsuwam dzisiaj wszystkie potwornie nierozwiązywalne sprawy. One mają swój sens, ale ja go nie rozumiem i dzisiaj w ogóle przestaję się nimi zajmować. Niech rozwiążą się same.

Ranek tradycyjnie rozpoczęłam od kawy. Dziś , z racji weekendu i dogadzania sobie,zaszalałam i zamiast tradycyjnej czarnej z mlekiem było capuccino

Śniadanie tez juz zjadłam. Dzis  był to mój mix płatków owsianych, siemienia lnianego otrąb gryczanych, pszennych, rodzynek. Wszystko zalane wrzatkiem. Potem gdy zgęstnieje i wchłonie wodę dodaje 2 łyzki jogurtu greckiego i polewam cąłośc łyżeczka miodu. Bardzo smaczne i zdrowe. W planach jedzeniowych jest jeszcze awokado, jabłko, surówka z  kapusty pekińskiej, świeżego ogórka, szczypiorku, marchewki i łosoś.

Próbuję  nie dawac się chorobie. Dzis czuję się o wile lepiej. Pewnie dlatego, że w końcu wyspałam się. Od 2 tygodni pracuję na 2,5 etatu. Taka praca jeszce przez 2 tyg. jest ciężko. Pocieszeniem sa jedynie dodatkowe pieniadze, które za to wpadną. Bedzie na nowe felgi;)

Ok, zabieram sie za porzadkowanie domu. Pora pożegnac sie choinka, bo prawie łysa została i strasznie brudzi. A wieczorem do kina z kolegą:)

Buziaki:)