Witam,
jakoś od kilku dni nachodzą mnie refleksje uczuciowo- miłosne. Czy warto, czy na siłę i co to w ogóle miłość kiedy nigdy nie było się przez nikogo kochaną.
Zastanawiało mnie jak to jest się czuć kochaną przez mężczyznę, czuć się czyjąś, mieć władzę nad drugą osobą w równym stopniu jak ona obezwładnia ciebie. I żyć razem w swoim wspólnym zniewoleniu. Kiedy zawsze masz do kogo wrócić, zawsze masz się do kogo przytulić, porozmawiać, spędzać wieczory na badaniu kształtu waszych ust pod każdym kątem.
Myślałam o tych mitycznych motylach w brzuchu, o ciągłej tęsknocie za brakiem i nieopisanej radości z czyjejś czystej obecności... Myślałam i zazdrościłam tym którzy to mają, lub przez jedną chwilę wiedzieli jak to jest a teraz mają za czym tęsknić.
To chyba musi być cudowne.
Ale z drugiej strony teraz nie dałabym się nikomu kochać, sama też bym nie potrafiła. Jestem zbyt niepewna siebie, zbyt zakompleksiona i chyba muszę zrobić porządek sama ze sobą, aby dać drugiemu człowiekowi to co we mnie najlepsze. Aby być godna miłości... Bo leczenie siebie drugim człowiekiem, jest dla mnie wykorzystaniem jego niewinnego zauroczenia.
A może bardzo chciałabym kochać i być kochaną, ale sobie tego nie umiem wyobrazić. Słyszałam opowiastki od znajomych, koleżanek i tyle z moich doświadczeń. Jeśli nie liczyć tych zakochań, nieodwzajemnionych sprawiających więcej bólu niż radości. Bo zawsze był ktoś lepszy, mądrzejszy, ładniejszy i chudszy... A ja byłam nawet nie brana pod uwagę, bo kto by chciał grubaskę.
I tu też pojawia się mój wielki kompleks związany z miłością, ale tą cielesną. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie aby ktoś dotykał moje ciało, aby stanąć przed kimś naga i bezbronna. Wystawić na widok czyiś oczu to czego nienawidzę i ciało z którym walczę od kiedy pamiętam. Aby zobaczył cellulit, rozstępy, fałdki, zwiotczałą skórę. I może wyolbrzymiam niedoskonałości, bo znam każdy centymetr na pamięć, ale jak ktoś ma to kochać, skoro ja nie kocham siebie.
Chciałabym dojść do takiego momentu, aby czuć się jak bogini i to zrobię. Będę boginią, która nie boi się światła, przechadza się dumnie ubrana tylko w spojrzenie wodzącego za nią wzroku. Prezentując swoje piękne kobiece ciało przy otwartym oknie, przy dziennym świetle, bez tych wszystkich ograniczających kompleksów. Kochająca siebie... tak do tego będę dążyć.
Mężczyzno, na którego padnie, bój się.