Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie marnuj już więcej swojego czasu.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 520
Komentarzy: 5
Założony: 20 lutego 2016
Ostatni wpis: 26 lutego 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
BlackValentine

kobieta, 32 lat, Lublin

174 cm, 75.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

26 lutego 2016 , Komentarze (3)

Witam,

jakoś od kilku dni nachodzą mnie refleksje uczuciowo- miłosne. Czy warto, czy na siłę i co to w ogóle miłość kiedy nigdy nie było się przez nikogo kochaną. 

Zastanawiało mnie jak to jest się czuć kochaną przez mężczyznę, czuć się czyjąś, mieć władzę nad drugą osobą w równym stopniu jak ona obezwładnia ciebie. I żyć razem w swoim wspólnym zniewoleniu. Kiedy zawsze masz do kogo wrócić, zawsze masz się do kogo przytulić, porozmawiać, spędzać wieczory na badaniu kształtu waszych ust pod każdym kątem. 

Myślałam o tych mitycznych motylach w brzuchu, o ciągłej tęsknocie za brakiem i nieopisanej radości z czyjejś czystej obecności... Myślałam i zazdrościłam tym którzy to mają, lub przez jedną chwilę wiedzieli jak to jest a teraz mają za czym tęsknić.

To chyba musi być cudowne.

Ale z drugiej strony teraz nie dałabym się nikomu kochać, sama też bym nie potrafiła. Jestem zbyt niepewna siebie, zbyt zakompleksiona i chyba muszę zrobić porządek sama ze sobą, aby dać drugiemu człowiekowi to co we mnie najlepsze. Aby być godna miłości... Bo leczenie siebie drugim człowiekiem, jest dla mnie wykorzystaniem jego niewinnego zauroczenia.

A może bardzo chciałabym kochać i być kochaną, ale sobie tego nie umiem wyobrazić. Słyszałam opowiastki od znajomych, koleżanek i tyle z moich doświadczeń. Jeśli nie liczyć tych zakochań, nieodwzajemnionych sprawiających więcej bólu niż radości. Bo zawsze był ktoś lepszy, mądrzejszy, ładniejszy i chudszy... A ja byłam nawet nie brana pod uwagę, bo kto by chciał grubaskę.

I tu też pojawia się mój wielki kompleks związany z miłością, ale tą cielesną. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie aby ktoś dotykał moje ciało, aby stanąć przed kimś naga i bezbronna. Wystawić na widok czyiś oczu to czego nienawidzę i ciało z którym walczę od kiedy pamiętam. Aby zobaczył cellulit, rozstępy, fałdki, zwiotczałą skórę. I może wyolbrzymiam niedoskonałości, bo znam każdy centymetr na pamięć, ale jak ktoś ma to kochać, skoro ja nie kocham siebie.

Chciałabym dojść do takiego momentu, aby czuć się jak bogini i to zrobię. Będę boginią, która nie boi się światła, przechadza się dumnie ubrana tylko w spojrzenie wodzącego za nią wzroku. Prezentując swoje piękne kobiece ciało przy otwartym oknie, przy dziennym świetle, bez tych wszystkich ograniczających kompleksów. Kochająca siebie... tak do tego będę dążyć. 

Mężczyzno, na którego padnie, bój się.

20 lutego 2016 , Komentarze (2)

Witam Wszystkie Walczące, 

pozwólcie, że dołączę do Waszego grona. Zgubiłam już 10 kilogramów, zbudowałam masę mięśniowa, piękne wybijające się dołeczki napiętych mięśni spod jeszcze namacalnej i widocznej warstwy sadełka. 


Nie chciałabym pisać to o tym jak bardzo jestem nieszczęśliwa z powodu nadwagi i jak wiele rzeczy zabiera mi ona z mojego życia. Jestem bardzo nie pewną siebie osobą, złamaną, zniechęconą do życia, do ludzi i przede wszystkim do samej siebie. Jeszcze w dodatku mieszkam z kopią Marlin Monroe, dosłownie. Cudowna dziewczyna, wspaniała, podziwiam ją, lubię ale cholernie zazdroszczę. Aż się wstydzę swojej zazdrości, bo tak nie powinno być. No ale, nikt nie jest idealny...

Więc tak, czuję niesmak kiedy mamy gdzieś iść i na niej wszystko wygląda dobrze, a ja muszę kombinować jak tu ukryć to i owo. Ciągle słyszymy od innych, jaka to ona jest piękna i atrakcyjna. To boli czasami, nawet zawsze... Raz była taka sytuacja, że usłyszałam od jakiegoś łysawego podstarzałego niezbyt interesującego pana, który prawił jej komplementy i powiedział mi " Też byś była ładna, jak byś trochę popracowała nad figurą". Bolało, cholernie bolało i boli do dziś. Choć wiem, przejmować się nie powinnam opinią na pół trzeźwego obywatela z widocznym brakiem jakichkolwiek oznak kultury, ale powiedział na głos to co przez wiele lat kołacze mi się w głowie. 


Choć i tak wiele się zmieniło, bo nie płaczę już w poduszkę z powodu mojej grubości to jeszcze bardzo daleka droga przede mną. A od siedzenia tyłek się nie zrobi. I absolutnie nie robię tego dla opinii innych ludzi, tylko dla samej siebie. Aby wreszcie wziąć życie w swoje ręce. Bo chyba nic tak nie umacnia jak pewność siebie i poczucie własnej wartości. Chcę być szczęśliwa sama ze sobą, a może wtedy ktoś będzie chciał dzielić to szczęście ze mną, bo cierpie na chroniczny brak miłości...

Jestem osobą aktywną, prawie codziennie chodzę na siłownie, odżywiam się zdrowo, nie głodzę, jem w wszystko w miarę rozsądku. Zdarzy się symboliczny kawałek ciasta czy też falafel  z wypadu ze znajomymi.

Ale mam pewien problem, czasami nachodzą mnie dni obżarstwa. I choć pilnuję się przez cały tydzień, dbam o to aby jeść w sam raz,nie za dużo nie za mało. Chudnę wtedy, 2 kg, czasami 1 kg tygodniowo, osiągnę naprawdę ładny wynik na przełomie całego miesiąca, ale przychodzi dzień kiedy pożeram wszystko. Nie umiem się powstrzymać, pochłaniam rzeczy, dosłownie wszystkie rzeczy na swojej drodze, aż czasami jest mi mdło, ale mimo wszystko jem dalej. I w ten oto sposób cofam się do punktu wyjścia. To na co pracowałam przez cały miesiąc znika w ciągu jakiegoś najbliższego wolnego weekendu. I uczucie wstydu samej przed sobą i zmarnowania tylu dni pracy, boli tysiąckroć razy bardziej. 


A ja pragnę tylko osiągnąć wreszcie swój cel...