Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
59/92 + milion kg, odcinek pt: "Pan Grey ma
depresję"


Nie sądziłam, że to skończy się tak szybko. Jasne, w poprzednim wpisie narzekałam, że gadanie nie idzie nam zbyt dobrze, ale w głębi duszy liczyłam, że to tylko tymczasowy problem w komunikacji spowodowany natłokiem obowiązków pana Greya. Niestety, gdy powiedziałam mu o moich wątpliwościach, zostałam zbyta zapewnieniem, że wszystko jest w porządku i że nic się z jego strony nie zmieniło. Spójrzmy jednak na statystyki: listopad dobiega właśnie końca, w 29 dniu miesiąca liczba odbytych wspólnych spotkań wynosi ledwie 2 spotkania. Warto dodać, że przez ten czas wcale nie czekałam biernie na jego wyjście z inicjatywą, wielokrotnie sugerowałam, że można by jakoś wspólnie spędzić popołudnie/wieczór, zaznaczałam, że kiepsko sobie radzę z samotnymi weekendami a nawet wprost proponowałam wyjście. Wszelkie te zabiegi niestety nie przyniosły oczekiwanego efektu, a właściwie jakiegokolwiek efektu. Pan Grey twierdzi, że nie czuje się najlepiej i nie jest w nastroju do rozmów jak też wychodzenia gdziekolwiek. Na pytania o to czy można mu jakoś pomóc odpowiada, że to musi minąć samo. Serio? Kurwa, nie wierzę w to co się dzieje. Mam wrażenie, że albo jest ostro popierdolony w rejestrach posiadania syndromu Aspergera, albo robi ze mnie idiotkę. Możecie sobie wyobrazić jak wielką amplitudę nastroju zaliczyłam na przestrzeni tych 2 miesięcy, począwczy od połowy października, kiedy latałam 10 metrów nad ziemią i wydawało mi się, że w końcu będę miała bliską osobę, dzięki której znów zacznę żyć, a połową listopada, kiedy uświadomiłam sobie, że Grey odczuwa to wszystko chyba trochę inaczej i to bynajmniej nie obowiązki sprawiają, że nie możemy się spotkać. Totalnie nie wiem co o tym myśleć, jak się zachowywać w obliczu takiego rozwoju wydarzeń. Pan Grey mocno mnie zraził, ale tli się we mnie nadzieja, że może inaczej bym to wszystko odbierała, gdybym znała jego perspektywę i podejście do tego. Ciężko jednak o zrozumienie drugiej osoby, gdy nie ma się szansy z nią obcować.

Co oczywiste, amplituda nastroju odbiła się także na mojej wadze. Podejrzewam, że przekroczyłam 70kg, ale wolę pozostać przy domysłach i nie weryfikować tego stawaniem na wadze.