Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
weekend


Wczoraj i dziś "troszeczkę" sobie odpuściłam. Ale nie było czegoś takiego, jak kiedyś, że jadłam non-stop. Ale nie było też takiej kontroli jak sobie postanowiłam, że będzie. No ale może zamiast tak ogólnikami, to napiszę o co chodzi.

Wczoraj prawie cały dzień spędziłam jako wolontariuszka dla fundacji DKMS Polska. Niestety, nie mogę być dawcą szpiku, więc pomogę chociaż tyle. Moim zadaniem było namawiać, udzielać informacji i rejestrować potencjalnych dawców szpiku i komórek macierzystych. 

"Pracowałam" od godziny 10 do 16.30 i z jedzeniem nastawiłam się myślę nieźle, ponieważ na śniadanie były płatki z jogurtem naturalnym, później activia truskawka-kiwi, naszykowane miałam jeszcze wafle ryżowe. No ale potem przyjechał "catering" dla wolontariuszy który okazał się pizzą. No i znów skusiłam się na 2 kawałki. Ale na szczęście były to tylko 2 kawałki i w dodatku bez sosu :) a zawsze to coś ciepłego do żołądka wpadło. No a wieczorem z okazji imienin mamy był grill. Zjadłam  miseczkę - bulionówkę zupy meksykańskiej (sok pomidorowy, mięso mielone, kukurydza i czerwona fasola) oraz 3 malutkie skrzydełka, 2 małe kawałki fileta z kurczaka i białą kiełbaskę oraz trochę sałatki greckiej. Ale nie bójcie się, nie wszystko na raz! :p Siedziałam przy stole z rodziną od 17.30 do 23 :p No i wpadł malutki kawałek maminego tiramisu, ale taki tyyci tyyyci ;). A gdy miałam ochotę coś wziąć jeszcze do jedzenia (bo naprawdę, mogłabym ciągle coś jeść, szczególnie gdy to przede mną leży) Piłam szklankę albo 2 wody lub coli zero, gdy ta pierwsza się już skończyła.;)

No i tak mi minęła sobota. Jak zauważyć można, bez ćwiczeń, ale nie było kiedy. Nie chciałam odchodzić od gości do domu żeby poćwiczyć, bo po pierwsze spociła bym się, po drugie był też mój chłopak, który jeszcze niezbyt się czuje pewnie wśród mojej rodzinki :p.

Dziś tak sobie. na śniadanie zjadłam sałatkę grecką która została po wczorajszym grillu, na drugie śniadanie, jak tradycja rodzinna nakazuje po kościele były lody (lody)ale już nie wzięłam dużego jak zwykle :). Obiadek był rodzinny i tradycyjny - pomidorówka i mielony z mizerią. Zjadłam połowę porcji jaką zazwyczaj bym zjadła. Na podwieczorek 3 wafle ryżowe a na kolację jeszcze szukam inspiracji. No i jeszcze trzeba poćwiczyć :D. Ale to zaraz.

Od jutra chcę ćwiczyć inaczej jak do tej pory. Ale jeszcze nie wiem jak:?. Myślę, że niedługo usiądę i ułożę sobie jakiś plan (pomysl). Jak mi się uda to wieczorem go przedstawię :D.

No i mimo tego "odpuszczenia" sobie rygoru odchudzania, nie jestem załamana. Bo przed wieloma rzeczami się powstrzymałam i jadłam mniej niż zazwyczaj. Ale zadowolona w 100% też nie jestem. No i żałuję że nie ćwiczyłam. Nie stało to się jeszcze (a może się stanie) moją pasją, ale sama zauważam, że dobrze działa to na moje ciało...