Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Piękne słońce za oknem, aż chce się żyć :)


Wtorek, 14.01.2014

Ostatnie trzy dni upłynęły dość intensywnie. Reorganizacja dotychczasowego stylu życia zabiera mi dużo czasu. Zarywam noce, a tak być nie powinno. Wczoraj złożyłam sobie postanowienie, że wreszcie odpocznę i porządnie sie wyśpię. Wcześniej, niż zwykle wróciłam z pracy i już o 17.00  wylegiwałam się na kanapie pod ciepłym kocykiem. O 19.30 zbudził mnie głód, to czas mojej kolacji. Grzecznie wstałam i poszłam do kuchni przygotować zaplanowany posiłek. Z przyjemnością go zjadłam i znowu wskoczyłam pod kocyk. 23.00  na zegarze, a ja znowu na nogach. W pierwszej chwili miałam iść do łazienki i przygotować się do snu, ale przypomniałam sobie, że nie ćwiczyłam na rowerku. Robię to codziennie, mogłabym odpuścić. Ale mi nie dało.... wlazłam niechętnie na rowerek, włączyłam telewizor i.... nawet nie wiem kiedy minęło 30 minut. Przed północą zawitałam do sypialni.

Wstaję codziennie o 5.30, ale dzisiaj rano obudziłam się o pół godziny wcześniej i to bez budzika. Zafundowana wczoraj popołudniowa laba dała efekty. Wypoczęłam, wyspałam się (pomimo przerw) i rankiem byłam gotowa do treningu z Ewą Chodakowską. Dzisiaj poszło mi zdecydowanie lepiej, już się tak nie męczę jak kilka dni temu. Codzienne treningi powoli dają zamierzone efekty. Poprawia się kondycja, ale ważniejsze od kondycji jest to, że pracuję nad swoją samodyscypliną i nieźle mi idzie. Powoli moje poranne i wieczorne treningi stają się codziennym elementem dnia. A pamiętam swój pierwszy dzień, w którym zaplanowałam, że wcześniej wstanę i poćwiczę - i z jakim ogromnym trudem i wielką niechęcią wstawałam z łóżka.  Wystarczyło przez kilka dni zmusić się i już człowiek inaczej patrzy na świat. 

Teraz mogę spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że lubię swoje poranki. Wstaję wtedy, gdy moi domownicy jeszcze smacznie śpią. W domu jest taka błoga cisza. Wymykam się z sypialni cichutko, schodzę do dziennego pokoju, w którym mogę poćwiczyć nikomu nie przeszkadzając. Potem spocona, mocno rozgrzana idę do łazienki pod prysznic. Cudowne uczucie :)  Kiedy moja córcia schodzi ze swojego pokoju ja kończę przygotowywać śniadanie. Siadamy do stołu i razem je zjadamy. Odchudzamy się obie, bo tak trzeba, a we dwie jest zdecydowanie raźniej. Znowu przyjemnie zaczęłam kolejny dzień. Za oknem świeci słoneczko, a mnie nie opuszcza dobry nastrój :)