Niedziela, 16.03.2014
Całkiem przyjemny poranek. Wczoraj odpuściłam trening, bo musiałam trochę odpocząć i zregenerować mięśnie. Wprawdzie rozważałam popołudniowe wyjście na kijki, ale fatalna pogoda z porywistym wiatrem i bardzo intensywnymi opadami deszczu skutecznie ostudziły moje zapędy. Dzięki temu dzisiaj wstałam jak nowo narodzona. Uzależniona coraz bardziej od Vitalii już od 6.00 zaczęłam przeglądać portal. Jest 7.50, a ja wciąż tutaj jestem. Natknęłam się na wpis młodej dziewczyny, która po 5 latach narzeczeństwa poznała innego faceta i zastanawia się czy powinna go rzucić dla tego nowego (zna go od tygodnia). "Stary" narzeczony to dobry człowiek, solidny, ale młoda dziewczynka nie czuje już w jego obecności motyli w brzuchu. Pomyślałam - biedna dziewczynka - ma solidny fundament przyszłego związku, a chce go zamienić na coś, co może okazać się zwykłą przygodą na chwilę. No, ale nie mnie oceniać jej wybór, zrobi jak zechce.
A jak to było z nami? Dlaczego mój mąż został partnerem na całe życie? Cy wyróżniał się w gronie swoich kolegów, że wzbudził moje zainteresowanie?
Poznałam Jurka, gdy miałam 17 lat. Wtedy jeszcze nie patrzyłam na niego jak na materiał na chłopaka. Przez dwa lata byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Moja kochana babcia Michalina zawsze powtarzała mi, że chciałaby żeby Jurek kiedyś został moim mężem. Śmiałam się z babcinego gadania i wciąż mówiłam, że Jurek to mój brat, a za brata za mąż się nie wychodzi. Spędzaliśmy razem dużo czasu, wychodziliśmy na imprezy. Zwierzałam się Jurkowi ze swoich tajemnic, opowiadałam o chłopaku, z którym wtedy się spotykałam. Nawet nie przyszło mi do głowy pomyśleć o tym co jest przyczyną, że Jurek nie ma dziewczyny.
Przyszedł moment, kiedy musieliśmy się rozstać. Jurek dostał wezwanie do wojska. Wyjechał jesienią, a ja po raz pierwszy mocno za nim zatęskniłam. Brakowało mi jego obecności jak nigdy dotąd. Już jakiś czas temu rozstałam się ze swoim chłopakiem, nie żebym to przeżywała, o nie! Widocznie nie był dla mnie kimś ważnym.
Ale za Jurkiem tęskniłam. Pisaliśmy do siebie listy, by podtrzymać naszą przyjaźń. Nie mogłam doczekać się pierwszej przepustki i ponownego spotkania. Przyjechał na Boże Narodzenie. O rany! jak ja się cieszyłam z tego spotkania. Zanim przywitał się ze swoimi rodzicami odwiedził najpierw mój dom rodzinny. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ślicznego chłopaka w mundurze. Rzuciłam się mu na szyję i uściskałam z całej siły. Jeszcze tego samego dnia byliśmy na pierwszej randce, podczas której dowiedziałam się, że zakochał się we mnie już dawno. Pisząc to po tylu latach uśmiecham się i mam gęsią skórkę :)
Pół roku później byliśmy małżeństwem. Naszą miłość wystawiliśmy na wielką próbę. Jeszcze półtora roku byliśmy rozdzieleni. Przyszedł jednak dzień, że mój mąż wrócił do domu. Powoli układaliśmy swoje dorosłe życie, które nie raz zaskakiwało. Związek Wulkanu i Oazy spokoju, Rwącej rzeki i Spokojnie płynącego potoku nie mógł być od początku poukładany. W 3 rocznicę ślubu wydawało się, że nie damy rady. Ja uparty baran i mój mąż spokojny wodnik to niezbyt trafne połączenie. Ale nie poddaliśmy się. Rwąca rzeka zwolniła bieg, spokojny potok nabrał tempa i płyną razem już 30 lat. Tak, w tym roku w czerwcu obchodzimy 30 rocznicę ślubu.
Cz bywały trudne chwile? Całe mnóstwo. Ale dzięki nim wiem, jak wyglądają te dobre.
Nie żałuję wyboru, wręcz przeciwnie. Spokojnie mogę powiedzieć, że nie mogłam lepiej trafić. Wciąż kocham mojego męża z wzajemnością. Jeszcze dzisiaj zdarza się, że po powrocie Jurka z wakacji, po krótkim rozstaniu - w brzuchu czuję motyle. Mam prawdziwego przyjaciela na dobre i na złe. Może w czerwcu przeczytam Jurkowi to, co dzisiaj do Was napisałam? Wprawdzie nie raz mu o tym mówię, ale publiczny wpis?
Pomimo deszczowej pogody, życzę Wam moje kochane dużo słońca :)
dede65
16 marca 2014, 23:05Piękna ta Twoja historia , jak z filmu. Ja swojego męża poznałam jak miałam lat 15-e, na początku jako kolegę, potem zaprosił mnie na studniówkę i tak juz został ,po 5 latach studiów ślub a w tym roku 25 rocznica :))) Ostatnio przeglądałm szpargały w szufladzie i znalazłam nasze listy, oj zakręciła się łezka ;)))
Karampuk
16 marca 2014, 16:27ja awsze mojemu mówie ze wysżłam za niego bo zjadł wszystko co przygotowałam, a w kuchni mam dwie lewe rece
Nieznajoma52
16 marca 2014, 11:22Dwa kotki poszły do dobrych ludzi, a Rudzik został z nami i już nie jest malutki. A bajkę znalazłam w książce Anny Dodziuk "Pokochać siebie".
Nieznajoma52
16 marca 2014, 11:06A Wasza historia jest piękna.
Nieznajoma52
16 marca 2014, 11:04Dlatego, że mi tak przypadł do serca, to chciałam się nim podzielić z jak największą liczbą osób. Miłej niedzieli:)
andzia655
16 marca 2014, 10:36Bożenko wprawdzie znam tę historię w jakiejś części ale w całości, to bardzo piękna opowieść. Życie pisze różne scenariusze, a Wasz okazał się idealny. Gratuluję i życzę kolejnych wspaniałych, wspólnych dni.